Podział na literaturę kobiecą i męską to stereotyp. Ale przecież stereotypy funkcjonują wszędzie. I tak, przyjmuje się bez mrugnięcia okiem, że to kobiety pisują najlepsze romanse już od czasów Jane Austen, za to faceci przodują w brutalnych thrillerach, co oczywiście nawet nie jest prawdą – przecież królową szoku i przemocy jest kobieta, Kathe Koja. Za to Tess Gerritsen przyjmuje stereotyp za dobrą monetę i w Klubie Mefista próbuje być bardziej męska niż większość piszących facetów: pełno tu kolokwialnych dialogów, brutalności, poobcinanych dłoni. Być może autorka musi rywalizować z gigantami pokroju Harlana Cobena i Robina Cooka, albo po prostu tak lubi. Stephen King zachwycił się jej prozą i najpewniej, ta właśnie powieść przypadła mu do gustu – jest bowiem mieszaniną thrillera i horroru, pozbawioną typowych dla autorki wątków medycznych.
W apokryficznej Księdze Enocha znajduje się opowieść o grupie aniołów, którzy zlekceważyli boski zakaz i zaczęli spółkować z ziemskimi kobietami. Owocami tej dziwnej miłości były Nefilim, pół ludzie, pół anioły, obdarzeni demoniczną wolą niszczenia. Ostatecznie, Księga Enocha nie weszła w skład Starego Testamentu, za to pół ludzie, pół anioły inspirują wszystkich, od gnostyków, aż po Ericha von Danikena. Tess Gerritsen uczyniła tę legendę jądrem swojej powieści.
Jane Rizzoli prowadzi śledztwo w sprawie serii morderstw. Ofiary okaleczono tak okrutnie, że niektórzy wątpią, iż zbrodni mógł dokonać człowiek. Ślady w miejscach, gdzie znaleziono ofiary wskazują na satanistyczny rytuał. Jak to w takich historiach, sprawa komplikuje się w chwili, gdy do grupy ofiar dołączają członkowie tytułowego Klubu, na co dzień próbujący zrozumieć naturę zła, tkwiącego w człowieku. Trop prowadzi, oczywiście do strasznych wydarzeń sprzed lat kilkunastu, kiedy to cała rodzina zginęła w ciągu niespełna dwóch tygodni – poza dwojgiem nastolatków, którzy zniknęli. Trzeba ich znaleźć. Więc Jane szuka i znajduje.
Pewno przesadzam równie makabrycznie, co autorka w szczegółowych opisach kolejnych zbrodni, bo Klub Mefista jest przede wszystkim solidnym thrillerem, o wartkiej akcji i wiarygodnej motywacji bohaterów. Akcenty biblijne i sataniczne dodają jej aury posępnej niesamowitości, choć wątki dobrano zbyt swobodnie. Satysfakcję sprawia też kilkustopniowe, zaskakujące zakończenie. W pakiecie dostajemy też masę detali związanych z pracą policji, metodami zbierania dowodów, sekcją zwłok i tym podobnymi – Tess Gerritsen, z zawodu lekarka, podeszła do sprawy z iście chirurgiczną precyzją.
Wracając do kwestii stereotypów, Klub Mefista złożono z elementów, które pojawiały się wcześniej, samymi tylko thrillerami o satanizmie można sobie oczy podbić. Tu jednak, dynamiczny język autorki dokonuje cudownego ożywienia.