„Spokojnie, to tylko fobia”, Tim Lihoreau
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuJeśli wychodzisz z domu i zastanawiasz się, czy zamknąłeś (zamknęłaś) drzwi albo boisz się dotykać klamek, myśląc o milionach morderczych zarazków, ta książka jest dla ciebie. Książka jest niezbędnym kompendium wiedzy o współczesnym człowieku, żyjącym w świecie swoich przyjemności, kompleksów i koszmarów. Podczas czytania będziesz się świetnie bawił.
Jeśli wychodzisz z domu i zastanawiasz się, czy zamknąłeś (zamknęłaś) drzwi albo boisz się dotykać klamek, myśląc o milionach morderczych zarazków, ta książka jest dla ciebie. Spokojnie, to tylko fobia Tima Lihoreau jest niezbędnym kompendium wiedzy o współczesnym człowieku, żyjącym w świecie swoich przyjemności, kompleksów i koszmarów. Lihoreau, angielski dziennikarz muzyczny, na co dzień współpracownik The Daily Telegraph, osiągnął szczyt umiejętności literackich, prezentując oryginalny, wielobarwny wachlarz typowych i mniej typowych fobii. Jakość publikacji potwierdza wstęp wielce szanownego Doktora Konowała, który wyjaśnia rolę fobii w życiu człowieka. I tak okazuje się, że: Wielu znanych ludzi […] cierpi na wszelkiej maści współczesne fobie. Na przykład kilku przyjaciół Stephena Fry [brytyjskiego aktora i komika] otwarcie przyznaje się do aliacallofobii [lęk, że nie jest się tak bystrym jak towarzystwo, w którym się obracamy], a córkę Madonny, Lourdes Ciccone, powszechnie podejrzewa się o parerusofobię [lęk przed ulubioną muzyką rodziców] […] George Michael na pewno nie jest już forlatrifobem [lęk przed szaletami].
Tim Lihoreau zajmuje się bardzo poważnymi przypadłościami, m.in. lękiem przed wyjściem z toalety, lękiem przed przegapieniem właściwego przystanku lub lękiem przed ustawieniem się w niewłaściwej kolejce. Zastanówmy się, ile racji jest w tym, co autor napisał o lęku przed lekarzami praktykantami: Discimedicofobi postrzegają lekarza praktykanta jako kogoś, kto na pewno jadł skalpelem frytki w sosie curry, popijając całymi kuflami Guinnessa w barze uniwersyteckim tuż przed przyjściem na oddział. Nie pozwolą, by praktykant ich zbadał, podobnie jak nie polecą z pilotem praktykantem. Któż z nas nie przeżył lęku przed źle wbitą igłą lub kiepsko nastawionym złamaniem? Nie mówiąc już o błędnie postawionej diagnozie. W każdym razie autor niniejszej recenzji zdecydowanie przyznaje się do discimedicofobii. Podobnie jest z innymi „dolegliwościami”, o których pisze Lihoreau. Śmiejemy się z nich, lecz po chwili zastanowienia jesteśmy w stanie przyznać autorowi rację. Chociaż Tim Lihoreau do mistrzów prozy nie należy, Spokojnie, to tylko fobia doskonale trafia w temat – kontrowersyjny, oryginalny i przede wszystkim wciąż aktualny. Bo od dawien dawna, pod każdą szerokością geograficzną, człowiek wciąż zastanawia się, czy aby na pewno jego sąsiad należy do ludzi normalnych? Efekt jest prosty: od Summy wszystkich strachów (tak brzmi podtytuł książki) nie można się oderwać, a przynajmniej przed przeczytaniem ostatniej strony.
Książka ta adresowana jest do ludzi dorosłych: autor pisze m.in. o lęku przed uprawianiem seksu ze względu na niewielkie rozmiary członka lub lęku przed podzielaniem opinii prawicowych felietonistów, ale niektóre rozdziały dotyczą fobii czysto dziecięcych: „lęku przed warzywami”, „lęku przed gimnastyką” oraz „lęku przed kartonem mleka”. Mimo wszystko Summy wszystkich strachów nie powinniśmy czytać dzieciom.
W jednej z encyklopedii internetowych znaleźć można informację, że na fobie cierpi około 10% ludzkości. Lektura Summy znacznie podwyższa ten „wynik”. Ta niewielka książeczka, którą bez problemu zmieścimy w kieszeni kurtki, może być czytana w trakcie podróży pociągiem lub podczas korzystania z toalety (a kilka tekstów Lihoreau toalecie poświęcił). Talent tego autora tkwi również w dowcipie językowym, polegającym na konstruowaniu nazw „typowych” fobii. Skąd nazwa magnafundafobia, czyli lęk, że nasz strój pogrubia pupę? Nic prostszego: magnus to w języku łacińskim przymiotnik wielki, a fundus to tyłek.
Książką Tima Lihoreau powinien zainteresować się Woody Allen, bo stworzony przez niego bohater filmów – typowy nowojorski hipochondryk, paranoik i na pewno exiturrofob – to idealny czytelnik Summy wszystkich strachów. Trudno nie wspomnieć tu o jednym z bohaterów komedii Lepiej być nie może, granym przez Jacka Nicholsona. Otóż Melvin Udall, według podręcznika Lihoreau, jest tzw. rimpavofobem (rimpavofobia od rima – rysa i pavimentum – chodnik), a więc kimś, kto odczuwa lęk przed nadepnięciem szpary między płytami chodnikowymi.
Jestem przekonany, że Summa wszystkich strachów na pewno trafi na listę polskich bestsellerów, a jeśli nie, rozprowadzana będzie w poradniach zdrowia psychicznego (na pewno jako lek refundowany), więc zanim zapiszemy się w kolejkę do specjalisty, przeczytajmy książkę Tima Lihoreau. Gwarantuję, że nasze zdrowie poprawi się momentalnie i będziemy się przy tym świetnie bawić.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze