„Zabójcze ciało”, Karyn Kusama
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuTypowy produkt okolicznościowy (np. halloweenowy). A więc szmira nakreślona pod kątem określonej i niezbyt wymagającej grupy odbiorców. Bardzo sztampowe połączenie licealnej komedii romantycznej i horroru. Ale ta komedia nie śmieszy, horror nie przeraża, a trwający niespełna półtorej godziny film bardzo szybko zaczyna się dłużyć. Głównym powodem, dla którego film w ogóle powstał, jest możliwość nieustannego prezentowania dekoltu Megan Fox.
Akcja Zabójczego ciała rozgrywa się w małej, sennej mieścinie w stanie Minnesota. W miejscowym liceum króluje lokalna piękność: seksowna, popularna i jędzowata Jennifer (Megan Fox). Dla podkreślenia swoich zalet Jennifer przyjaźni się ze szkolną brzydulą Needy (Amanda Seyfried), co oczywiście wzbudza obawy chłopaka tej ostatniej Chipa (Johnny Simmons). Uwięzionym w prowincjonalnej rzeczywistości nastolatkom wyraźnie brakuje rozrywek, stąd wielkie poruszenie wzbudza zapowiedź koncertu początkującej indierockowej grupy Low Shoulders. W klubie wybucha pożar, powstałe zamieszanie muzycy wykorzystują, by wykraść Jennifer. Potrzebują jej dla przypieczętowania (poprzez krwawą ofiarę) mającego zapewnić im światowy sukces paktu z diabłem.
Początkowo wydaje się, że plan Low Shoulders działa: zespół trafia na pierwsze strony gazet (jako grupa heroicznie ratująca swoich fanów z pożaru). Z czasem okazuje się, że muzycy popełnili błąd: prawidłowo przeprowadzony rytuał zakładał uśmiercenie dziewicy. A że Jennifer dziewicą nie była, powraca teraz z zaświatów jako krwiożerczy demon, który utrzymuje się przy życiu, popijając krew młodych chłopców.
Dalej wszystko obraca się już wokół pytania: kto następny (zostanie zjedzony przez Jennifer)?
Za Zabójcze ciało w największym stopniu odpowiada opromieniona sławą i obsypana nagrodami za fenomenalne Juno scenarzystka Diablo Cody. Ta informacja paradoksalnie przeszkadza w odbiorze filmu. Bo Zabójcze ciało to typowy produkt okolicznościowy (czyli np. walentynkowy, gwiazdkowy czy właśnie halloweenowy).
A więc szmira nakreślona pod kątem określonej (i niezbyt wymagającej) grupy odbiorców. Diablo Cody oczywiście wykonuje tu drobne (i niestety nieliczne) ukłony w stronę swoich fanów. Gdzieś w tle pojawiają się charakterystyczne dla niej popkulturowe nawiązania, kpiny z amerykańskiej mentalności itd. Tyle że wszystkie one są grzeczne, zachowawcze i (w porównaniu z Juno) zadziwiająco wręcz mało błyskotliwe.
Sprawiają wrażenie, jakby Cody usprawiedliwiała w ten sposób popełniony kompromis (na zasadzie: my wiemy, że wy wiecie…, że fajnie zarabiać kasę). I w porządku. Sprawnie wykonane kino gatunkowe zawsze ma rację bytu. O ile zapewnia rzetelną rozrywkę.
A Zabójcze ciało nie do końca radzi sobie także i w tej kategorii. Bo nie zamierzam narzekać na to, że Diablo Cody serwuje nam bardzo sztampowe połączenie licealnej komedii romantycznej i horroru. Gorzej, że ta komedia zasadniczo nie śmieszy, horror nie przeraża, a trwający niespełna półtorej godziny film bardzo szybko zaczyna się dłużyć. Jeszcze szybciej okazuje się, że głównym powodem, dla którego Zabójcze ciało w ogóle powstało, jest możliwość nieustannego prezentowania (przyznaję, że imponującego) dekoltu Megan Fox.
I to on właśnie ma przyciągnąć do kin rzesze gimnazjalistów. Dziennikarska rzetelność nakazuje mi jednak ostrzec: prawdziwej golizny twórcy filmu tu nie pokażą. Nudy będzie za to całkiem sporo.
Zagadką pozostaje dla mnie geneza tego filmu. Przecież Juno (przy stosunkowo niewielkim budżecie) zarobiło całą masę pieniędzy. Czyżby Diablo Cody tak szybko wyczerpały się pomysły? Pozostaje mieć nadzieję, że nie. Ale też nie ma sensu stosować taryfy ulgowej. W końcu mamy do czynienia z filmem (jak pisano po premierze Juno) największej nadziei amerykańskiego kina niezależnego. I w tym kontekście jest to dla mnie największe rozczarowanie bieżącego sezonu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze