"Jabłka Adama", reż. Anders Thomas Jensen
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuJabłka Adama to film wielowarstwowy. Fani okrutnego humoru a la Monty Python znajdą w nim wiele bluźnierczych, ostrych gagów, mających za nic zasady politycznej poprawności. Zwolennicy klimatów tarantinowskich docenią tempo, błyskotliwą narrację i brutalne puenty. Ale film Jensena wykracza poza ramy szczeniackiej prowokacji i nihilistycznych igraszek. Na pewnym pułapie staje się krzepiącą, refleksyjną przypowieścią, godną Bergmana i Tarkowskiego. Stawia pytania o sens cierpienia i ludzkich zmagań, obecności dobra i zła w codziennym życiu i zamiarów Stwórcy. Jednak nie popada w zadęcie i ani przez chwilę nie traci walorów świetnej rozrywki.
Wybuchowa kombinacja radosnej czarnej komedii (sic!) i ponadczasowej przypowieści o walce dobra ze złem. Chory z nienawiści neonazista Adam, twardziel jakich mało, zostaje skierowany na wieś w ramach programu resocjalizacyjnego. Pastor Ivan, sam nieźle szurnięty, ma pod swoją opieką niezły zestaw szajbusów. Powiedzieć o Ivanie, że jest idealistą, to za mało. Pastor całkowicie neguje istnienie zła, co prowadzi do wielu absurdalnych sytuacji. Jego optymizm doprowadza Adama do furii. Rozpoczyna się wyrównany pojedynek szalonej wiary z brutalną nienawiścią…
Film Andersa Thomasa Jensena, współscenarzysty głośnego Wilbur chce się zabić i kilku produkcji spod znaku Dogmy, laureata Oscara za film krótkometrażowy Valgaften, wygrał dwudziesty pierwszy Warszawski Festiwal Filmowy. Zasłużenie.
Jabłka Adama to film wielowarstwowy. Fani okrutnego humoru a la Monty Python znajdą w nim wiele bluźnierczych, ostrych gagów, mających za nic zasady politycznej poprawności. Zwolennicy klimatów tarantinowskich docenią tempo, błyskotliwą narrację i brutalne puenty. Ale film Jensena wykracza poza ramy szczeniackiej prowokacji i nihilistycznych igraszek. Na pewnym pułapie staje się krzepiącą, refleksyjną przypowieścią, godną Bergmana i Tarkowskiego. Stawia pytania o sens cierpienia i ludzkich zmagań, obecności dobra i zła w codziennym życiu i zamiarów Stwórcy. Jednak nie popada w zadęcie i ani przez chwilę nie traci walorów świetnej rozrywki.
Przede wszystkim imponuje scenariusz. Właściwie każda wciągająca fabuła, czy to filmowa, czy literacka, powinna przedstawiać jakąś przemianę głównego bohatera. Przemianę opowiedzianą nie wprost, którą widz rozpozna bez zbędnych monologów i kawy wyłożonej na ławę. W Jabłkach Adama wiarygodnie rozrysowane postaci są w ciągłym ruchu i ich los naprawdę człowieka obchodzi.
Sporo tu świetnych detali. Poszczególne sceny obfitują w zaskakujące suspensy, wtłaczające widza w fotel i doprowadzające go do radosnych drgawek. Co ważne, te perełki układają się w sensowną całość, nie są zbiorem luźnych skeczy. Jensenowi udało się coś, co prawie nie zdarza się we współczesnym kinie. Jabłka Adama to film, który śmiało wykracza poza wymiar ziemski.
Na drugim planie historii o brutalnym naziście, który pastwi się nad obłąkanym z dobroci pastorem, odbywa się metafizyczny, biblijny dramat. Zmagania kosmicznych sił symbolizuje jabłonka, którą opiekuje się Adam, i tytułowe jabłka. Posługując się językiem wideoklipu, Jensen napuszcza na nią kruki, robactwo i plagi. Potrafi w jednym ujęciu toczącej owoc glisty oddać cały dramat upadku człowieka i jego walki o godność i sens. Ta filmowa hermeneutyka naprawdę robi wrażenie.
Pięć gwiazdek. Rewelacja!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze