„Klątwa kanionu”, Heather Graham
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuKontakt z pisaniną pani Heather Graham sprawia, że rozwalanie cegieł własną głową staje się wielce atrakcyjną perspektywą. Młody człowiek, który dostanie Klątwę kanionu wraz z informacją, że książki właśnie tak wyglądają, zapewne odda się pijaństwu, rozpuście, pornografii i grom komputerowym. Wcale mu się nie dziwię. Młodzież należy chronić. Przed panią Graham także.
Jeniffer Connolly to młoda gwiazda popularnego serialu, której wróży się wielką karierę. Swój czas dzieli pomiędzy pracę na planie, opiekę nad matką, starzejącą się aktorką chorą na Parkinsona, oraz poszukiwanie odpowiedniego faceta, o którego trudno w zdemoralizowanej Kalifornii. Tymczasem, Hollywoodem wstrząsa brutalne morderstwo, będące dosłownym odtworzeniem sceny pod prysznicem z Psychozy. Ofiarą jest inna aktorka, niejaka Brenda, karierowiczka gotowa odgryźć głowę niemowlęciu w zamian za dobrą rolę. Naraziła się komuś? Bardzo możliwe. Trop osobisty rozwiewa kolejne morderstwo, ponownie dokonane w zgodzie z Hitchcockiem. Cóż, wielki reżyser nakręcił tyle filmów, że inteligentnemu naśladowcy starczyłoby materiału na sprzątnięcie wszystkich nominowanych do Oskara i przynajmniej połowę tych nagrodzonych Gemmą.
Kto zabija? W Hollywood nie brakuje szaleńców, czy po prostu frustratów, widzących wszędzie odpowiedzialnych za swoją nieudaną karierę. Najlepszym kandydatem wydaje się reżyser trzeciorzędnych horrorów (ci od horroru zawsze mają pod górkę), wyraźnie zafiksowany na makabrycznych aspektach swojej pracy oraz butelczynie. Ale czy to na pewno on? W powieściach takich jak Klątwa kanionu sprawcą jest zawsze ktoś poza wszelkim podejrzeniem. Znajomość tej zasady pozwala na wskazanie miglanca najpóźniej na pięćdziesiątej stronie.
Co jeszcze? Opieka nad matką sprawia coraz większe trudności – leki na Parkinsona mają skutek uboczny w postaci halucynacji. Ale i Jenniffer widuje duchy, konkretnie zmarłą Brendę, domagającą się sprawiedliwości za nazbyt wczesne zakończenie jej nikczemnego życia. Miraż to czy prawdziwy upiór? Wszak dom, w którym pojawia się widmo, należał kiedyś do sławnego iluzjonisty i skrywa niejedną tajemnicę. Jest jasnym, że prędzej czy później Jenniffer okaże się celem tajemniczego prześladowcy. Na szczęście, zyskuje obrońcę w postaci kolegi z planu. Conar jest przystojny, szlachetny, czuły, oraz doskonale sprawdza się w łóżku. Nic dziwnego – Conar wydaje się imieniem seksualnie optymistycznym.
Heather Graham wyobraża sobie przemysł filmowy mniej więcej tak jak ja, tylko dwunastoletni. Wszyscy zachowują się jak dzieci z jednej klasy, tylko palą papierosy, piją alkohol, współżyją i mają pieniądze. Dlaczego Jeniffer Connolly od Jeniffer Connelly – laureatki Oskara za Piękny umysł różni tylko jedna litera? Dlaczego Hitchcock, a nie na przykład Brian de Palma, Michael Mann, czy ktokolwiek inny, kto kręcił filmy o mordowaniu? Tego nie dowiemy się nigdy, co jeszcze można wybaczyć. Tego, że Heather Graham traktuje czytelnika jak idiotę, tłumacząc w dialogach wszystko, czego z łatwością sami byśmy się domyślili – już nie. Dialogi są, zresztą, porywające:
-(…) Przepraszam, że się spóźniłam, ale jazda zajęła mi więcej czasu, niż przypuszczałam.
— Nie ma sprawy, dobrze, że piłam cappuccino bez kofeiny. Nic się nie stało.
Raz na jakiś czas przez Polskę przetacza się debata na temat kryzysu czytelnictwa. Mówi się, że książki są za drogie, że muszą przegrać z grami i facebookiem, wreszcie, że samo tempo XXI wieku nie pozwala na spokojną lekturę. A może – myślę sobie – po prostu książki są do niczego? Oczywiście żartuję. Niemniej, kontakt z pisaniną pani Heather Graham sprawia, że rozwalanie cegieł własną głową staje się wielce atrakcyjną perspektywą. Młody człowiek, który dostanie Klątwę kanionu wraz z informacją, że książki właśnie tak wyglądają, zapewne odda się pijaństwu, rozpuście, pornografii i grom komputerowym. Wcale mu się nie dziwię. Młodzież należy chronić. Przed panią Graham także.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze