"Guzikowcy", reż. Petr Zelenka
DOROTA SMELA • dawno temuTrudno odgadnąć, czy Petr Zelenka, utalentowany reżyser filmowy i teatralny znad Wełtawy, słyszał kiedyś polskie powiedzonko "Nikt nic nie wie – czeski film". Ale Guzikowcy, jego drugi pełnometrażowy obraz, nagrodzony m.in. na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Rotterdamie, zdaje się ilustrować je lepiej niż jakiekolwiek inne dzieło kinematografii naszych sąsiadów.
![](https://m.kafeteria.pl/cbfc0deed78b2528bff7e9e0-ff3fca7,730,0,0,0.jpg)
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
Trudno odgadnąć, czy Petr Zelenka, utalentowany reżyser filmowy i teatralny znad Wełtawy, słyszał kiedyś polskie powiedzonko "Nikt nic nie wie – czeski film". Ale Guzikowcy, jego drugi pełnometrażowy obraz, nagrodzony m.in. na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Rotterdamie, zdaje się ilustrować je lepiej niż jakiekolwiek inne dzieło kinematografii naszych sąsiadów. To zlepek sześciu niezależnych opowieści, jakby teatralnych jednoaktówek, połączonych ze sobą w mniej lub bardziej wiarygodny sposób postaciami osób w nich występujących.
Najważniejszy jest tu praski taksówkarz, przypominający nieco bohatera Nocy na ziemi Jima Jarmuscha, do którego wołgi trafiają rozmaite zbłąkane duszyczki pragnące zrealizować swe niecodzienne potrzeby. I tak zdarza się para, która chce w czasie jazdy uprawiać seks na tylnym siedzeniu, zazdrosny mąż chcący uczynić kierowcę świadkiem zdrady czy wywołany podczas seansu spirytystycznego duch amerykańskiego pilota, który zrzucił bombę na Hiroszimę i teraz szuka rozgrzeszenia u słuchaczy czeskiego radia.
Jedyne, co może budzić pewien moralny opór widza, to pomieszanie ciężaru gatunkowego tychże potrzeb. Bo przecież opowiedzenie jednym tchem o dramacie człowieka, który był narzędziem w rękach sprawców nuklearnej zagłady oraz o przypadłości podstarzałego filmowca, który wkłada sobie między pośladki sztuczną szczękę i odgryza nią guziki od tapicerki, to karkołomna metonimia trudów ludzkiej egzystencji. Ale chyba takie właśnie jest przesłanie Guzikowców - życie człowieka, zwłaszcza człowieka płynnej fazy nowoczesności, spowijają opary absurdu i nikt nie może być do końca pewny, o co w nim naprawdę chodzi. Sytuacje zabawne przeplatają się z tragediami, o wszystkim decyduje przypadek, a poszukiwanie głębszego sensu okazuje się bezcelowe. Zelenkę można oskarżyć o abnegację, moralny relatywizm, ale nie sposób odmówić mu prawdziwego zainteresowania ludźmi, do których summa summarum ma bardzo czuły stosunek, nie nazwać go humanistą.
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
Wiele dobrego można powiedzieć również o realizacji Guzikowców, choć film miał bez wątpienia znacznie niższy budżet niż obecne na naszych ekranach Opowieści o zwyczajnym szaleństwie czy Samotni Davida Ondřička (autorem scenariusza jest Zelenka). W otwierającej go etiudce widzimy brawurową próbkę stylu Quentina Tarantino. Szczęście Kokury zaskakuje świetnym oddaniem realiów japońskiego miasteczka, doskonałą angielszczyzną czeskich aktorów wcielających się w role Amerykanów z bombowca Enola Gay i mistrzowskim wykorzystaniem archiwalnych zdjęć z nalotu na Hiroszimę. W pozostałych pięciu epizodach Zelenka jawi się jako wyjątkowo zdolny kontynuator tradycji tzw. Czeskiej Nowej Fali. Guzikowcy, nakręceni przed ośmioma laty, mają więcej wspólnego z najlepszymi filmami Miloša Formana (okres czeski), Jirziego Menzla czy Dušana Hanaka niż wspomniane wcześniej Opowieści, które są skrojone według gustów współczesnej bananowej młodzieży.
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze