"Ciasteczko", reż. Nisha Gatnara
DOROTA SMELA • dawno temuTaka zabawa ze stereotypami może się spodobać feministkom i młodym uczestniczkom kultury klubowej. Jednak by nie zepsuć sobie dnia, powinny one wyjść z sali co najmniej pół godziny przed końcem seansu. Wtedy bowiem rozstrzygać się będzie walka o duszę Pippy. W amerykańskich komediach romantycznych działają wszak zasady rodem z XIX-wiecznych angielskich romansów. Postać centralna musi być charakterem dynamicznym i w trakcie rozwoju fabuły ulec gruntownej przemianie, bo inaczej nie byłoby o czym opowiadać. Pippa, czy tego chce, czy nie, będzie musiała ustąpić pod naporem obyczajowej indoktrynacji. Jeśli ktoś pamięta Elizabeth Bennet z Dumy i uprzedzenia Jane Austen, wie, o czym mowa.
Komedia romantyczna w wydaniu pseudofeministycznym. Dystrybutor trafia z tym tytułem w odpowiedni czas: panowie zaaferowani mistrzostwami stronią od kin, panie poszukujące odskoczni od mundialu buszują po multipleksach. Zalecam jednak ostrożność z ciasteczkami: zapychają, nie dostarczając organizmowi niczego wartościowego. W tym znaczeniu tytuł filmu jest wysoce adekwatny do zawartości, choć konia z rzędem temu, kto rozszyfruje jego związek z fabułą.
Rzecz jest o jasnowłosej dwudziestoparolatce Pippie, która żyje z dnia na dzień, oddając się przyjemnościom podróżowania i ekstremalnym rozrywkom. Ta urocza backpackerka, której sukienki i biustonosze są czymś równie obcym co stała praca, poznaje na weselu szkolnej koleżanki przystojniaka pod krawatem. Facet jest dżentelmenem, dziewczynie daleko do damy: po wypiciu kilku szampanów z gwinta wiesza mu się na szyi, na co on odprawia ją taksówką do domu. Podejrzewam, że chodzi tu o konflikt wartości.
Wkrótce wychodzi na jaw, że Pippa jest córką magnata prasowego, obrzydliwie bogatego i despotycznego, który jednak — jak większość zapracowanych biznesmenów w średnim wieku — cierpi na chorobę wieńcową. Podczas jej krótkiej wizyty w domu tata ląduje w szpitalu na zawał, a dziewczyna musi zająć się prowadzeniem jego interesów. Mimo woli mianowana zostaje redaktor naczelną jednego z magazynów papy. Niestety nie jest to pismo dla globtroterów, do czego młoda dziennikarka byłaby wprost stworzona, ale (o ironio!) gazetka o znaczącej nazwie - "Weselne Dzwony".
Konflikt wartości narasta: młoda trzpiotka musi zmierzyć się z tematyką, której dotąd, jako zdeklarowana przeciwniczka ładowania się w stały związek, dumna ze swojego statusu singla hedonistka, konsekwentnie unikała. Na domiar złego dyrektorem finansowym firmy okazuje się ten sam goguś, który pogardził jej wdziękami podczas pamiętnej imprezy.
Naczelnikowanie "Weselnym Dzwonom" nie jest więc zadaniem łatwym – podwładne wyzwolonej Pippy to hołdujące mieszczańskim cnotom urzędniczki w garsonkach, kompletnie pozbawione luzu i patrzące wilkiem na nową szefową. Jedynym sprzymierzeńcem blondynki wydaje się czarnoskóry fotograf sesyjny – niepoprawny libertyn na pokładzie statku wzorowych żon. Jednak płomienny romans w kolorze cafe latte nie zaspokaja apetytu młodej gniewnej. Tak naprawdę skrycie dąży ona do tego, by zaskarbić sobie łaski konserwatywnego dyrektora finansowego, którego opcja "one night stand" (erotycznej przygody na jedną noc) kompletnie nie interesuje. Pozostaje pytanie, co z nim zrobi, kiedy go złapie, bo ktoś taki nie da się przecież wykorzystać i porzucić.
Oto mamy bajkę o Pippie w krainie męskich romantyków i obrońców wartości rodzinnych. To ciekawe odwrócenie porządku społecznego – przywykliśmy przecież kobietę uważać za strażniczkę domowego ogniska, a mężczyznę za Don Juana i poszukiwacza przygód. Pippa została zmontowana z cech, które w większości kultur przypisuje się osobnikom płci męskiej – jest myśliwym, rozwiązłą uwodzicielką, która wbrew temu, co socjolodzy uznaliby za kluczowe dla kobiecej natury, stara się zachować niezależność uczuciową, jest pozbawiona instynktu macierzyńskiego i nie czeka na pierścionek zaręczynowy.
Taka zabawa ze stereotypami może się spodobać feministkom i młodym uczestniczkom kultury klubowej. Jednak by nie zepsuć sobie dnia, powinny one wyjść z sali co najmniej pół godziny przed końcem seansu. Wtedy bowiem rozstrzygać się będzie walka o duszę Pippy. W amerykańskich komediach romantycznych działają wszak zasady rodem z XIX-wiecznych angielskich romansów. Postać centralna musi być charakterem dynamicznym i w trakcie rozwoju fabuły ulec gruntownej przemianie, bo inaczej nie byłoby o czym opowiadać. Pippa, czy tego chce, czy nie, będzie musiała ustąpić pod naporem obyczajowej indoktrynacji. Jeśli ktoś pamięta Elizabeth Bennet z Dumy i uprzedzenia Jane Austen, wie, o czym mowa.
Scenariusz zatem nieudolnie zwodzi widza, że chodzi o przełamanie schematów, by w finale oddać im hołd. Iście hollywoodzka przebiegłość. Obsada też nie błyszczy, wszyscy oprócz egzotycznej Sary Oh (znanej z Bezdroży) to aktorska trzecia liga. W sumie strata czasu i pieniędzy. Lepiej obejrzeć mecz.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze