„Nie jestem seryjnym mordercą”, Dan Wells
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuAutor potrafi zaprosić czytelnika do psychiki zwichrowanego piętnastolatka i uczynić ją fascynującą. Ma dar do odmalowywania amerykańskiej prowincji. Strony pełne są błyskotliwych porównań, niektóre sceny tchną autentycznym komizmem, zdarzy się inteligentny dialog. Mimo to książka jest kompilacją znanych motywów bez nowych treści.
Piętnastoletni John Cleaver ma szczególne hobby – interesuje się seryjnymi mordercami. Wie kim był Ted Bundy, a obudzony w środku nocy rozróżniłby Jeffreya Dahmera od Andrieja Czikatiły. Zna ich zwyczaje i domyśla się motywów, które nimi kierowały. Wydawałoby się, że pęd ku makabrycznym postaciom John zawdzięcza najbliższemu otoczeniu. Jego matka prowadzi dom pogrzebowy i chłopak jest nieocenioną pomocą przy przygotowywaniu zwłok. Prawdziwy powód jest inny. John ma się za socjopatę, znajduje w sobie skłonność do zabijania i boi się, że jej nie okiełzna. Chodzi do terapeuty, zawiązuje koniunkturalne przyjaźnie, żeby wtopić się w otoczenie i zapamiętale studiuje biografie „seriali”, nie chcąc popełnić ich błędów. Słowo „serial”, jak zobaczymy, jest w wypadku powieści Dana Wellsa terminem znaczącym.
John ma niezwykłe szczęście. Otoczeniem wstrząsa seria makabrycznych zbrodni. Ciała przekazywane przez policje lądują w rodzinnym zakładzie pogrzebowym. Chłopak bada je skrupulatnie. Tu flaki wyprute, tam urżnięte ramię. Wszystko wskazuje na to, że w okolicy zamieszkał seryjny morderca. Nasz bohater nie bardzo wie, co z tym fantem zrobić. Z jednej strony fajowo, z drugiej – ludzi szkoda. Problem rozwiązuje się sam. Żaden to psychol, lecz regularny demon, ukrywający się pod postacią życzliwego staruszka. John tłumi rozczarowanie i choć sprawy natury infernalnej niezbyt go pociągają, podejmuje decyzję. Żaden potwór nie będzie panoszył się po okolicy.
Okładka informuje wołami, że książka jest kierowana dla fanów serialu Dexter. Kryje się w tym nieuzasadnione przekonanie, że ktoś, kto polubił oryginał, rozmiłuje się i w epigonie. Kto wie, może i racja. Ale Nie jestem seryjnym mordercą posiada więcej odwołań serialowych. Rodzina Johna, opuszczona przez ojca, prowadzi zakład pogrzebowy, a sam narrator uczestniczy w pracy przy zwłokach. Znamy to już z Sześciu stóp pod ziemią. Może się czepiam, ale sama sceneria nasuwa skojarzenia z obyczajowymi produkcjami w rodzaju Gotowych na wszystko. Sąsiad, będący w istocie demonem, odsyła do szeregu produkcji ze wskazaniem na Nie z tego świata i Buffy postrach wampirów. Właściwie, ten pomysł wywodzi się z filmu Postrach nocy (remake niedawno szedł w kinach), gdzie nieustępliwy nastolatek walczył z sąsiadem-wampirem rezydującym w domu naprzeciwko. Demon Dana Wellsa posiada większość cech wampirzych: skrywa swoją prawdziwą naturę, jest długowieczny i zabiera ofiarom siły życiowe, żeby przedłużyć swoje parszywe życie. Innymi słowy Nie jestem seryjnym mordercą to kompilacja znanych motywów bez nowych treści.
Co ratuje tę nieudaną przecież książkę? Większość tytułów funkcjonujących na marginesie jakiegoś innego zjawiska (tutaj – popularności seriali) prezentuje bardzo niski poziom wykonania, tymczasem Dan Welles okazuje się całkiem solidnym rzemieślnikiem. Potrafi zaprosić czytelnika do psychiki zwichrowanego piętnastolatka i uczynić ją fascynującą. Ma dar do odmalowywania amerykańskiej prowincji. Strony pełne są błyskotliwych porównań, niektóre sceny tchną autentycznym komizmem, zdarzy się inteligentny dialog. Wszystko to stwarza wrażenie, że w powieści jednak o coś chodzi.
Niestety, jest to mylne przekonanie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze