„Podróż na Alaskę”, Bora Ćosić
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuAlaska oznacz coś, co jest bardzo daleko i pozostaje nieznane. Ćosić, facet z Bałkanów, dziś emigrant na własne życzenie pojechał do swoich jak do obcych. Książka opowiada o spokojnym żegnaniu się z doczesnością, o czasie, który się kurczy i brak go na odkrywanie nowych miejsc, więc wraca się na stare śmieci, by zobaczyć jakie są naprawdę, starymi oczyma.
W książkach starych ludzi jest coś niezwykłego. Oczywiście nie we wszystkich, bo człowiek ma tę szczególną cechę, że z wiekiem raczej durnieje niż staje się mądrzejszy i zwyczajowo, wiekowy pisarz dogorywa sobie intelektualnie. Nikt nie wskaże palcem, że król jest nagi, tak jak zdarzyło się w wypadku Stanisława Lema. Czasem jednak starość otwiera artyście trzecie oko i świat jawi się przed nim w niezwykłej ostrości. Widujemy szczegóły wyraźniej i mocniej, ludzie stają się bliscy, a doświadczenie życiowe, może także bliskość śmierci pozwala to wszystko poukładać i dać syntezę.
Myślę, że dla Podróży na Alaskę kluczowy jest ateizm autora, zadeklarowany tylko raz, ale nieustannie obecny. Ćosić jest dobrze po siedemdziesiątce i trudno, żeby nie postrzegał świata w perspektywie własnego końca. Ludzie wierzący mają daleki horyzont zdarzeń, mianowicie wieczność, nadzieję na niebo lub przynajmniej rozpłynięcie się w Bogu, siłą rzeczy, pod koniec życia, doczesność traci na znaczeniu. Także dlatego, że trudniej jest cieszyć się światem. Ateizm zamyka nas w doczesności, w świadomości faktu, że powędrujemy do piachu i kropka, co może budzić lęk, ale też dawać pocieszenie. Podróż na Alaskę opowiada właśnie o spokojnym żegnaniu się z doczesnością, o czasie, który się kurczy i brak go na odkrywanie nowych miejsc, więc wraca się na stare śmieci, by zobaczyć jakie są naprawdę, starymi oczyma.
Mowa o domach dziecinnych, kawiarniach, gdzie kiedyś piliśmy na umór, a teraz można walnąć tylko setkę w obawie o serce, o przyjaciołach z dawnych lat, teraz równie starych lub zgoła martwych; w rzeczy samej, Ćosić masę czasu spędza z umarłymi i nie specjalnie rozróżnia ich od żyjących. Nie można zapomnieć o wyraźnej obecności historii – podróż autora biegnie przez Bałkany, nie licząc wschodu, najbardziej chyba udręczony kawałek Europy. Tu wciąż są leje po bombach, ludzie chodzą w mundurach bez pagonów, przebierając się w cienie swojej własnej chwały, grób Tito wciąż budzi emocje, a gdzieś tam, w zaułkach Lubliany, Belgradu, Zagrzebia włóczą się upiory Karadzicia i „poglavnika” Palevicia i aż człowiek się zastanawia, co Ćosiciowi odpowiedziałby Malaparte.
Innym rodzajem obecności – obok duchów, wspomnień – jest osoba żony, z którą podróżuje autor i której poświęca zaskakująco niewiele miejsca. Wydaje się jednak, że jej cicha obecność w ogóle umożliwiła mu tę podróż, widzenie świata i składanie słówek. Nie wiem, kim jest ta kobieta: jak wygląda, co robi w życiu, jest wredna a może ciepła, ważne, że stała się czymś pomiędzy żaglem a laską. Umożliwia podróżowanie i nad podróżą refleksje. Jak wszystko to zbierzemy do kupy, wyjdzie niezawodnie, że Podróż na Alaskę jest książką, w której rzeczy najważniejsze pozostają zakryte, a przynajmniej niedopowiedziane.
Wyróżniłbym jeszcze brak poczucia humoru, charakterystyczny dla starych mędrców, do których Ćosić się zalicza. Nie jest to cecha irytująca, a nawet przyjemnie kontrastuje z powierzchownym roześmianiem świata. Wydaje się, że nie ma miejsca na dwie rzeczy na raz: albo ciepło, pełne zrozumienia, ale i powagi, z którym pisze autor, albo wesołość i heca.
No i wreszcie, o co chodzi z tą nieszczęsną Alaską, skoro Ćosić jedzie na Bałkany, a do Ameryki się nie wybiera? Otóż Alaska oznacz po prostu coś, co jest bardzo daleko i pozostaje nieznane. Ćosić, facet z Bałkanów, dziś emigrant na własne życzenie pojechał do swoich jak do obcych.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze