„Arytmia”, Anne Holt, Even Holt
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuArytmia nie jest wcale taką złą powieścią. Co nie zagrało? Prócz głównego bohatera, kryminał/thriller medyczny potrzebuje frapującej intrygi i porządnie oddanych realiów. W tym ostatnim zakresie Holtowie spisali się na medal. Co z tego? Norweskie szpitale, amerykańskie koncerny i programiści to trzy najnudniejsze rzeczy, jakim można poświęcić książkę. Sens intrygi jest znany niemal od początku i czytelnik błyskawicznie wskaże sprawcę.
Zastanawiam się, czy jakakolwiek grupa instytucji ma gorsze „publicity” niż koncerny medyczne. Mam na myśli oczywiście kulturę popularną. Koncerny te, nominalnie zajmują się poprawianiem losu chorujących. Oficjalnie wymyślają sztuczne nogi i pastylki prostujące garb, zaś w ukryciu knują przeciwko niczego nieświadomemu społeczeństwu. Zmieniają ludzi w potwory. Wszczepiają obce geny. Oferują zawodne protezy, paktują z diabłem i kosmitami. Na tym tle rozbuchana Arytmia duetu pisarskiego Holt&Holt jawi się i tak szczytem umiaru.
Dr Sarze Zuckerman, genialnemu kardiologowi (może powinienem napisać – kardiolożce?) wieszczono wielką karierę. Lekarka utkwiła jednak w rodzinnej Norwegii, co umiarkowanie sobie chwali. Jest zasadnicza po skandynawsku, wycofana, uparta i seksualnie niezależna, czyli przychodzi i odchodzi, w zależności od własnych upodobań. Innymi słowy, chciałbym nawiązać z nią znajomość, tylko jeśli wysiadłoby mi serce. Nieszczęśliwy splot zdarzeń sprawia, że pani doktor musi odkryć w sobie umiejętności, których istnienia nie śmiała podejrzewać.
Operacja się udała, pacjent przeżył i ruszył w świat z wszczepionym ICD, czyli aparacikiem przywracającym sercu właściwy rytm. Po dwóch dniach pacjent nieoczekiwanie zmarł. W piersi ma jednak inny egzemplarz ICD niż ten, który wszczepiła mu doktor Zuckerman. Równolegle, pewien zgorzkniały, bezlitosny biznesmen otrzymuje informację o śmierci rzeczonego pacjenta… nim ów pacjent rozstał się z życiem.
To pierwszy trup, ale nie ostatni. Pacjenci po operacji żyją równo dwie doby i padają trupem jak na rozkaz. Wygląda na to, że ktoś mieszał w aparacikach, które im wszczepiono. Duet Holt&Holt dość szybko wskazuje winnego. Jest nim młody, piekielnie zdolny programista-narkoman, który w ten sposób postanowił się zemścić na koncernie, który go zwolnił. Zemścił się i umarł od dobrej zabawy. Więc kto odpowiada za konkretne zgony? Fala śmierci okazuje się zaskakującą reakcją na kryzys branży budowlanej w Stanach Zjednoczonych. Ot, globalizacja…
Na upartego, Arytmia nie jest wcale taką złą powieścią. Doktor Zuckerman należycie wywiązuje się ze śledczych obowiązków, jej pomocnik, obarczony licznym potomstwem, również się sprawdza. Co więc nie zagrało? Prócz głównego bohatera, kryminał/thriller medyczny potrzebuje frapującej intrygi i porządnie oddanych realiów. W tym ostatnim zakresie Holtowie spisali się na medal. Co z tego? Norweskie szpitale, amerykańskie koncerny i programiści to chyba trzy najnudniejsze rzeczy, jakim można poświęcić książkę. Programista był jeszcze w miarę ciekawy, lecz zszedł w rejonach pięćdziesiątej strony. Sens intrygi jest znany niemal od początku i średnio rozgarnięty czytelnik błyskawicznie wskaże sprawcę, zwłaszcza, że autorzy pchają mu go prosto pod nos, wrzeszcząc: on, on!
Co zostało? Trochę fajnych pomysłów, poskładanych w czytadło. Arytmia współtworzy mapę lęków współczesnego człowieka. Kogo boimy się najbardziej? Tego, kto powinien nieść nam pomoc. Znaczące.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze