"Czas Surferów", reż. Jacek Gąsiorowski
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuKomedia pomyłek. Biznesmen Joker postanawia zemścić się na byłym pracodawcy porywając go. Plan ma doskonały, ale jego wykonanie zleca trójce młodocianych - jak się okazuje - wyjątkowych matołów. Świeżo upieczeni przestępcy są miłośnikami filmów gangsterskich i nie bardzo odróżniają rzeczywistość od fikcji. Zupełnie nie mają wyczucia, kiedy wypada urzynać ofierze palce i groźne wymachiwać gnatem… Scenariusz pomysłu Tomasza Wieleby jest przyjemnie zagmatwany. Obfituje w zaskakujące zwroty akcji i naprawdę zabawne dialogi, ze sporą dawką żartów językowych. Znać w tym inspirację poplątanym chronologicznie kinem à la Guy Ritchie. Szkoda tylko, że film jest aż tak leciutki, nawet jak na komedię.


Komedia pomyłek. Biznesmen Joker postanawia zemścić się na byłym pracodawcy porywając go. Plan ma doskonały, ale jego wykonanie zleca trójce młodocianych — jak się okazuje — wyjątkowych matołów. Świeżo upieczeni przestępcy są miłośnikami filmów gangsterskich i nie bardzo odróżniają rzeczywistość od fikcji. Zupełnie nie mają wyczucia, kiedy wypada urzynać ofierze palce i groźne wymachiwać gnatem…
Od czasu przebojowych komedii Machulskiego i Lubaszenki komercyjne kino polskie lubuje się w przaśnych, swojskich pastiszach amerykańskiego kina akcji. Są to, oprócz ekranizacji lektur, jedyne komercyjne pewniaki. Możemy już chyba mówić o nowej szkole polskiej, która tym razem boryka się nie z Historią, tylko z hollywoodzką konwencją, ale równie zapamiętale i monotematycznie.
Patent Gąsiorowskiego polega na skontrastowaniu twardych gangsterskich schematów, kanonicznych gadek i podbramkowych sytuacji z nieporadnością głównych osób dramatu. Niby podobny schemat – chociażby konfrontowanie zawodowców i żółtodziobów — pojawiał się i u Lubaszenki, ale są pewne istotne różnice. Przede wszystkim zawężenie akcji, która dramatycznie kulminuje się jednym pomieszczeniu. Komizm w Czasie Surferów też wydaje się być chwilami opóźniony i nieco démodé. Wesoły bełkot i namaszczone tyrady – w tym wypadku narkotyczna egzegeza „Kaczki dziwaczki” - przestały być odkrywcze dziesięć lat temu z okładem.

W rolach przestępców-nieudaczników obsadzono debiutantów, i to właśnie oni zapewniają dobrą zabawę. Zjednują sobie sympatię, wzbudzają przerażenie i litość. Gdy na ekranie pojawiają się starzy, zmęczeni wyjadacze, to na tle tych energicznych kijanek wypadają trochę blado. Zamachowski i Linda świetnie się bawią. Aż za dobrze. W przypadku Bogusia maska twardziela zrosła się z nim całkowicie. Nie wiadomo już, czy to Franz Maurer, ochroniarz Leon czy inna z jego postaci. W każdym bądź razie, parodiuje samego siebie. Aktorsko niczym nie zaskoczy, chyba nawet nie próbuje.
Scenariusz pomysłu Tomasza Wieleby jest przyjemnie zagmatwany. Obfituje w zaskakujące zwroty akcji i naprawdę zabawne dialogi, ze sporą dawką żartów językowych. Znać w tym inspirację poplątanym chronologicznie kinem à la Guy Ritchie. Kolejne retrospekcje ujawniają przyczyny kolejnych katastrof.
Szkoda tylko, że film jest aż tak leciutki, nawet jak na komedię. Można odnieść wrażenie, że jego twórcy asekurują się i wciąż przypominają nam, że to jedynie zgrywa.

Najnowsze

Domowe dania jednogarnkowe na chłodne dni
MATERIAŁ PROMOCYJNY
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze