„Solo”, Rana Dasgupta
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuSolo rozpada się na dwie wyraźne części, które pod wieloma względami można uznać za osobne powieści. Lwia część tej sympatycznej książki obraca się wokół dźwięków i to różnorodnych – od muzyki ludowej, przez cygańskie skrzypki, mdły pop, pop udany, pojawia się nawet heavy metal. Nie jest to książka dla każdego, niemniej, myślę, że warto jej zaufać.
Jak rozróżnić prawdę od fikcji? Co jest mirażem, a co jawą? Nie mam zielonego pojęcia.
Nie wie tego też Ulrich, stuletni ślepiec żyjący na łasce sąsiadów. Powinien dawno umrzeć, lecz trzyma się życia, które nie było dla niego łaskawe. Najpierw pragnął zostać muzykiem, w czym przeszkodził mu nadmiernie surowy ojciec, potem próbował kariery naukowej i otarł się nawet o Einsteina. Niestety – problemy finansowe matki zmusiły go do powrotu na rodzinne zadupie, w konsekwencji czego nie skończył studiów, ale, na domiar złego, utracił miłość. Nic mu wyjść nie może. Pracownikiem jest średnim, kochankiem umiarkowanie jurnym, no i donosi na kolegów do bułgarskiej bezpieki. Jego losy splatają się z dziejami XX-wiecznej Bułgarii, której Ulrich jest niezbyt aktywnym świadkiem. Od rozstrzeliwania rewolucjonistów, przez sojusz z Hitlerem, komunizm, aż po macdonaldyzację całego tego bałkańskiego bałaganu.
Ale jest i inna opowieść, o pięknej i przerażającej Chatunie, jej romansie z szemranym biznesmenem, o młodym muzyku Borysie i jego niezwykłej przyjaźni z poetą, a przy tym bratem Chatuny. Pojawia się Nowy Jork, świat wielkich wytwórni filmowych, przestępcy, luksusowe dziwki i strzelaniny. Wszystko to zmyśla sobie Ulrich, gość, który koncertowo zmarnował sobie życie. A może jednak nie? Może to Chatuna z resztą towarzystwa w jakiś sposób powołała do życia tego nieszczęsnego starca, może oba światy są realne, a może, no właśnie… może w Solo Rana Dasgupta wybór pomiędzy jawą i snem pozostawiono wyłącznej gestii czytelnika?
Solo rozpada się na dwie wyraźne części, które pod wieloma względami można uznać za osobne powieści. Pozornie, opowieść o Chatunie jakoś poradziłaby sobie bez Ulricha i vice versa, ale czy powieść musi być spójna pod względem fabuły i bohaterów? Nikt tak nie powiedział. Mnie Solo, z całym swoim potrzaskaniem, może nawet ułomnością wchodzi i to bez popity. Istnieje przecież wiele rodzajów spójności w książkach.
Weźmy muzykę. Lwia część tej sympatycznej książki obraca się wokół dźwięków i to różnorodnych – od muzyki ludowej, przez cygańskie skrzypki, mdły pop, pop udany, pojawia się nawet heavy metal. Piosenka, melodia jest, zdaniem autora, najbardziej emocjonalnym rodzajem sztuki. Nic innego ani powieść, żaden tam film tak nie poora serducha. Nawet gość tak zimny jak Ulrich, rozkleja się przy skrzypkach. Może więc Solo jest opowieścią o tym, jak Bułgarzy czuli dźwięk, czego w nim szukali i czego oczekiwali? Lub, może lepiej – w jaki sposób muzyka przynosiła im pocieszenie.
Jest też Bułgaria, kraj w jakiś sposób podobny do Polski, a jednak zaskakująco odmienny. Borykający się ze wspomnieniem minionej chwały, biedny, targany przez konflikty, dręczony przez nieżyczliwych protektorów, świat Bułgarów obraca się ku rzeczom małym. To kieliszek wódeczki, słownik pisany przez lata, bez większego sensu, chałupnicze eksperymenty chemiczne, piosenka. Z takich kruszynek splata się świat Solo. Nie jest to książka dla każdego, niemniej, myślę, że warto jej zaufać. Zwłaszcza, że Chatuna jest naprawdę przerażająca.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze