"Królowa", reż. Stephen Frears
DOROTA SMELA • dawno temuNajwiększe brawa należą się jednak aktorom, bez których film mógłby okazać się pomyłką. Michael Sheen nie tylko przypomina Tony'ego Blaira z wyglądu; zdaje się mieć niemal identyczną ekspresję. Ale to Helen Mirren, wyćwiczona w rolach monarchiń, jest tu prawdziwą gwiazdą. Aktorka potrafi wyrazić wszechświat emocji zaledwie poruszeniem w kąciku ust. Jeśli zatem Akademia nie doceni scenariusza Morgana i reżyserii Frearsa, będzie musiała dać Oscara brytyjskiej aktorce, którą nagrodził już niemal cały establishment filmowy. I choćby wyłączenie dla niej nie wypada przegapić Królowej.
Kronika najnowszej historii, a przy okazji komedia obyczajowa ze środowiska brytyjskich elit rządzących. Frears i Morgan znów dowodzą, że w gatunku docu-drama Anglicy nie mają konkurencji. Królowa, która podejmuje temat kariery politycznej Blaira w punkcie, w którym kończyła się fabuła ich telewizyjnego Dealu, to drobiazgowy raport z czerwca '97.
Nowo zaprzysiężony premier rządu Tony Blair próbuje przełamać chłód i dystans w stosunkach dyplomatycznych z królową Elżbietą II, gdy w wypadku samochodowym ginie księżna Diana. Wybucha zbiorowa histeria tłumu, który byłą członkinię królewskiej rodziny czcił niemal niczym gwiazdę pop.
Historię znamy z obszernych relacji mass mediów. Film oferuje jednak znacznie pogłębioną perspektywę. Dzięki mrówczej robocie filmowców, ich śledztwu, możemy spojrzeć przez ściany królewskiej rezydencji w Balmoral, gdzie śmierć Diany zastała władczynię brytyjską. Podczas gdy popularność Blaira w sondażach rośnie w miarę jak premier przyłącza się do publicznych manifestacji żałobnych, niestosowny i surowo piętnowany brak reakcji ze strony rodziny królewskiej stawia pod znakiem zapytania przyszłość monarchii jako instytucji anachronicznej i niepotrzebnej. Obserwujemy Elżbietę, która poirytowana medialnym szumem wokół zmarłej z wyrachowaniem oddaje się błahym rozrywkom. I kiedy jej koronowaną głowę zaprząta polowanie na dorodnego jelenia, ona sama staje się zwierzyną łowną dla prasy bulwarowej.
W obliczu publicznego potępienia królowej młody premier zmienia się z postępowego lewicowca w obrońcę monarchii. Rozpoczyna się dyplomatyczna wojna wzajemnych nacisków między dekoracyjną władzą królowej i przedstawicielem rządu ludu. Albo Elżbieta II odrzuci konwenanse i pokaże ludzką twarz, opłakując publicznie byłą synową, albo dni jej panowania są policzone. Dylemat królowej sprowadza się do konieczności przekreślenia tradycji, która jest jedynym usprawiedliwieniem jej statusu, i zejścia z piedestału, który ten status podtrzymuje.
Doskonały, trzymający w napięciu scenariusz Petera Morgana to nie tylko rzetelny faktograficznie i wyczulony na psychologiczne niuanse tekst, ale przede wszystkim akt odwagi. Bo fantazjowanie na temat kryzysu tożsamości królowej brytyjskiej to na Wyspach pomysł równie ryzykowny, co w Polsce fabuła o pijackich wybrykach prezydenta Kwaśniewskiego w Charkowie rzucona na tło kryzysu małżeńskiego z Jolantą.
Frearsowi i Morganowi udała się przy tym nie lada sztuka: pokazali załamanie monarchii, zachowując bezstronność i unikając zarówno patosu, jak i szyderstwa. Twórcy skoncentrowali się bowiem na ludzkim wymiarze politycznej intrygi, która w gruncie rzeczy sprowadzała się do zagadnień z zakresu public relations.
Największe brawa należą się jednak aktorom, bez których film mógłby okazać się pomyłką. Michael Sheen nie tylko przypomina Tony'ego Blaira z wyglądu; zdaje się mieć niemal identyczną ekspresję. Ale to Helen Mirren, wyćwiczona w rolach monarchiń, jest tu prawdziwą gwiazdą. Aktorka potrafi wyrazić wszechświat emocji zaledwie poruszeniem w kąciku ust. Jeśli zatem Akademia nie doceni scenariusza Morgana i reżyserii Frearsa, będzie musiała dać Oscara brytyjskiej aktorce, którą nagrodził już niemal cały establishment filmowy. I choćby wyłączenie dla niej nie wypada przegapić Królowej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze