„Odlot”, Pete Docter, Bob Peterson
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuFilm oszałamia. Nigdy wcześniej żadna animacja w tak dosłowny sposób nie ukazywała problemu starości. Dostajemy przejmującą analizę życia człowieka, któremu codzienne problemy (przede wszystkim ciągły brak pieniędzy) wydarły prawo do realizacji marzeń. Zaprezentowana tutaj technika animacji to autentyczna wirtuozeria. Kapitalnie wykorzystano efekt trójwymiarowości. Do tego dochodzą przesympatyczne postaci i świetny humor doprawiony dynamiką zdarzeń.
Wspominając początki działalności studia Pixar, jego szef John Lasseter mówił: mieliśmy wtedy wrażenie, że przyszłość animacji leży w naszych rękach. I nie były to czcze przechwałki; dziś nikt już nie ma wątpliwości — to Pixar ukształtował oblicze współczesnej animacji. Zgromadzeni wokół studia twórcy serwowali widzom nie tylko efekty kolejnych rewolucji technologicznych, rewolucyjne były także scenariusze.
Łamiąc wszelkie możliwe granice, naruszając kolejne tabu, nasycając swoje produkcje coraz to większą dawką absurdalnych pomysłów, Pixar przyciągnął do kin dorosłych widzów. O randze Pixarowskich produkcji najlepiej świadczy fakt: ich jubileuszowy, dziesiąty już pełnometrażowy obraz (Odlot) był filmem otwierającym tegoroczny festiwal w Cannes. Słabo?
Bohaterem Odlotu jest 78-letni starzec Carl Fredericksen. W stylizowanym na starą kronikę filmową wstępie poznajemy historię jego życia: od pełnego marzeń o przygodach i podróżach dzieciństwa, poprzez wymuszającą kompromisy dorosłość, po niedołężną i samotną starość. Pogrążony w depresji po śmierci żony, nieomalże siłą eksmitowany do domu starców, Fredericksen podejmuje desperacką decyzję.
Przy pomocy setek tysięcy napełnionych helem balonów unosi swój przeznaczony już do rozbiórki dom w powietrze. Frunąc nad miastem, postanawia spełnić pamiętające czasy dzieciństwa marzenie o podróży do wciąż niezbadanych ostępów południowoamerykańskiej dżungli.
Pierwsza połowa Odlotu oszałamia. Nigdy wcześniej żadna animacja w tak dosłowny sposób nie ukazywała problemu starości.
Schorowany, niedołężny, płaczący nad grobem zmarłej żony człowiek bohaterem kreskówki, której budżet wyniósł 200 milionów dolarów? Na coś takiego mógł pozwolić sobie jedynie Pixar. I na tym nie koniec. Dostajemy też przejmującą analizę życia człowieka, któremu codzienne problemy (przede wszystkim ciągły brak pieniędzy) wydarły prawo do realizacji marzeń.
Ten nastrój rozbija fenomenalna, pełna niesamowitej energii scena, w której zgorzkniały, cyniczny, zapomniany przez świat Fredericksen… odlatuje. Do tego miejsca film dosłownie wbija w ziemię i stanowi bezsprzecznie największe osiągnięcie w historii studia Pixar.
Szkoda tylko, że twórcy jakby przestraszyli się własnej śmiałości i przez resztę filmu konsekwentnie osłabiają przekaz niesamowitego otwarcia.
Południowoamerykańska część perypetii Fredericksena to oszałamiające wizualnie, pierwszorzędne, ale i dość stereotypowe kino wielkiej przygody. Pete Docter (reżyser) pełnymi garściami czerpie tu z filmów takich jak Indiana Jones czy The Goonies, nawiązuje do złotej ery Hollywood, wykonuje ukłon w stronę klasycznych produkcji Disneya. Podniebne sceny zapierają dech w piersiach; zaprezentowana tutaj technika animacji to autentyczna wirtuozeria.
Kapitalnie wykorzystano też efekt trójwymiarowości. To bodajże pierwszy film, w którym osławione "3D" nie jest celem samym w sobie, ale stanowi integralną, organiczną wręcz część samej narracji. Do tego dochodzą przesympatyczne postaci, świetny (i odrzucający wreszcie wszechobecną w tego typu kinie żonglerkę popkulturowymi nawiązaniami) humor doprawiony wściekłą dynamiką zdarzeń.
Gdyby tylko nie wrażenie, że cały ten niewiarygodnie efektowny cyrk ma przede wszystkim odsunąć widza od niewesołej refleksji, tak wyraźnie zarysowanej w miejskiej części Odlotu…
Ale też Pixar konsekwentnie stoi na straży pewnego światopoglądu. Antykonsumpcyjny i antycywilizacyjny, promujący idealistyczną wręcz
wiarę w siłę marzeń, przypominający o podstawowych wartościach ton wypowiedzi Lassetera i jego ekipy usprawiedliwia (stojący nieco na bakier z logiką) triumf Fredericksena. I nawet jeżeli Odlot w całości nieco ustępuje Ratatujowi czy Wall-E, wciąż jest dowodem najwyższej formy twórców ze studia Pixar.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze