„Żar Sahelu”, Agnieszka Podolecka
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuTo jedna z ciekawszych powieści obyczajowych o Afryce, napisana przez autorkę, która zdecydowanie zna się na rzeczy. Przesycona magią afrykańskiego kontynentu opowieść o szamanizmie, astrologii i magicznych obrzędach. A wszystko to zestawione z życiem dwóch białych kobiet, które próbują radzić sobie w obcym dla nich świecie. Podoleckiej udało się wpleść w to wątki romansowe, obyczajowe oraz informacje poświęcone Afryce – jej historii, religii.
To jedna z ciekawszych powieści obyczajowych o Afryce, napisana przez autorkę, która zdecydowanie zna się na rzeczy. Żar Sahelu, opublikowany nakładem Poradni K, ma w sobie wciągającą niezwykłość i magię charakterystyczną dla tego przedziwnego kontynentu. Akcja powieści Agnieszki Podoleckiej dzieje się w Senegalu i w Mali, dwóch państwach leżących w zachodniej części Afryki. Właśnie tam zamieszkała polska rodzina dyplomatów. Marek pracuje dla rządu, Anna opiekuje się domem i osiemnastoletnią córką, a ich synowie studiują w Oxfordzie. Z pozoru małżeństwo Anny i Marka jest szczęśliwe do granic możliwości: mają oni wspaniałe dzieci, mieszkają w egzotycznym kraju, nie narzekają na brak pieniędzy. Cóż z tego, skoro między małżonkami namiętność już dawno wygasła i łączy ich tylko konwencja, bo przecież nie wypada, by znany dyplomata był rozwodnikiem. Mimo wszystko Anna jest na swój sposób szczęśliwa, bo ma wspaniałą, dorastającą córkę i jakoś ułożyła sobie życie w przepięknym Senegalu. Niestety Marek wraz z rodziną zostaje przeniesiony do Mali – kraju, w którym doszło do mordów na tle religijnym. Dla Anny i Belli to kolejne trudne doświadczenie. Na szczęście oparcie znajdują w Davidzie – niezwykle ciepłym i sympatycznym mężczyźnie, który przyjeżdża do Mali w celach handlowych. Wszystko komplikuje się, kiedy Bella zostaje porwana.
To dość lakoniczne streszczenie nie oddaje bogactwa całej książki. Bowiem akcja Żaru Sahelu dzieje się na kilku płaszczyznach. Jedna z nich dotyczy Belli – inteligentnej nastolatki, która świetnie radzi sobie w Afryce, aklimatyzując się co rusz w nowych (amerykańskich) szkołach. Nie jest to życie proste, skoro, z racji muzułmańskich nakazów religijnych, dziewczyna nie może nałożyć takiego ubrania, jakie by chciała, spotkać się ze znajomymi, chłopakiem itp. (córka dyplomaty nie może być przecież buntowniczką). Dla Belli wyjazd z Senegalu to kolejne bolesne rozstanie ze znanym jej światem.
Drugi wątek dotyczy tajemniczego plemienia Dogonów, zamieszkującego teren zachodniej Afryki. Ludzie ci zmagają się z kilkumiesięczną suszą, dziesiątkującą ich zbiory. Chce to zmienić szaman Dogonów, który odkrywa, że młoda, biała kobieta, mieszkająca niedaleko nich, w wielkim mieście, ma na ramieniu tajemnicze znamię. Jeśli szaman złoży ją w ofierze, wszystko zmieni się na lepsze. W trudną misję wysłany zostaje syn wodza plemienia – człowiek wykształcony, rozsądny i jednocześnie głęboko oddany Islamowi oraz wierze swojego plemienia. Luqman nie wie, czy porwanie kobiety rozwiąże problemy jego bliskich, ale nie jest w stanie przeciwstawić się wierze, którą wpoił mu jego ojciec.Żar Sahelu to przesycona magią afrykańskiego kontynentu opowieść o szamanizmie, astrologii i magicznych obrzędach. A wszystko to zestawione z życiem dwóch białych kobiet, które próbują radzić sobie w obcym dla nich świecie. Podoleckiej udało się wpleść w to wątki romansowe, obyczajowe oraz informacje poświęcone Afryce – jej historii, religii, olbrzymiej różnorodności (co ważne, pojawiają się w książce fakty trudne do zaakceptowania: rytualne obrzezanie kobiet, despotyzm mężczyzn itp.). Na pewno siła książki tkwi w tym, że sama autorka żyła w Afryce i badała afrykański szamanizm (jej Żar Sahelu to drugi tytuł, wydany po książce Za głosem sangomy). Może tylko końcówka powieści ma kilka wad fabularnych (m.in. wątek przeznaczenia Belli – symbolizowany przez znamię na jej ramieniu – nie został właściwie rozwinięty). Mimo wszystko książkę czyta się naprawdę dobrze, bo mamy świadomość, że wyprawa do Afryki razem z bohaterami książki Agnieszki Podoleckiej nie jest czasem straconym. Na pewno warto jest zestawić nasze dostatnie, poukładane życie z tym, które wiodą mieszkańcy Afryki, odcięci od źródeł wody i pożywienia, terroryzowani przez chciwych despotów. Może ktoś z nas, po lekturze Żaru Sahelu zechce odwiedzić Afrykę, biorąc udział np. w pokojowej misji? Bo z całą pewnością trzeba pomóc tym, którzy bez naszej pomocy zginą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze