"Dziennik Ma Yan. Z życia chińskiej uczennicy", Ma Yan, Pierre Haski
MAGDA GŁAZ • dawno temu„Dziennik Ma Yan” to opis walki o możliwość uczęszczania do szkoły. W tej części Chin, w której urodziła się Ma Yan, edukacja jest luksusem, szczególnie w przypadku dziewczynek, ponieważ kształcenie ich jest z ekonomicznego punktu widzenia nieopłacalne. Ma Yan miała to szczęście, że jej rodzice, mimo że sami zakończyli edukację wcześnie, pragnęli, aby nie tylko ich dwaj młodsi synowie, ale i córka zdobyła wykształcenie.
Nauka w szkole, zakup podręczników, codzienne posiłki dla uczniów wydają się nam czymś powszechnym i zupełnie naturalnym. Jednak publikacje w gazetach, reportaże, czy też relacje telewizyjne uświadamiają, że świat nie wygląda tak jak w reklamach, w większości krajów świata ludzie nie zajadają się pysznymi batonikami, nie mieszkają w gustownie urządzonych mieszkaniach, a na wakacje nie jeżdżą na malownicze wyspy. Nie zawsze są szczęśliwi, a zdarza się nawet, że zapominają, jak to jest śmiać się beztrosko. Od czasu do czasu książka, artykuł bądź film dokumentalny (choć na chwilę) sprowadzają nas na ziemię i zmuszają do wyjścia z kokonu dobrobytu (chociażby względnego), w którym żyjemy. Chętnie odsuwamy od siebie myśl, że ludzie na całym świecie cierpią straszliwą nędzę, nie mogą się kształcić, nie mają dostępu do leków i umierają z powodu zatrutej wody. Często też zapominamy, że lekarze, wolontariusze i organizacje charytatywne każdego dnia pomagają wielu najbiedniejszym z biednych przetrwać, zdobyć elementarną wiedzę, zaspokoić egzystencjalne potrzeby.
„Dziennik Ma Yan” jest krzykiem rozpaczy przeciwko niesprawiedliwości świata, przeciwko niemożności realizowania podstawowych potrzeb, o chęci wyrwania się z kręgu beznadziei. Zapiski czternastoletniej dziewczynki mogły ujrzeć światło dzienne dzięki szczęśliwemu przypadkowi. Kiedy grupa francuskich dziennikarzy przyjechała do małej wioski leżącej w Ninghia, jednym z najbiedniejszych regionów Chin, pewna kobieta wręczyła dziennikarce list swojej córki i trzy małe brązowe zeszyty. Kolejny przypadek sprawił, że obdarowana nie wyrzuciła powierzonego jej listu, nie zawieruszył się on w podróży, nie zginął, ale trafił w odpowiednie ręce i zaczął żyć własnym życiem. Historia autorki listu została opisana przez Pierre’a Haski na łamach francuskiego dziennika „Liberation”. Oddźwięk był natychmiastowy.
Ma Yan oszczędzała na jedzeniu dwa tygodnie, aby kupić długopis, często była głodna, bo dzienna porcja pożywienia to miseczka ryżu i przemęczona, ponieważ droga ze szkoły do wioski mierzy 20 km, które trzeba pokonać pieszo. Głód, trud, świadomość, że nauka w każdej chwili może się skończyć wyznaczają kolejne dni chińskiej dziewczynki.
Dziennik jest tak szczery i chwyta za serce pewnie dlatego, że Ma Yan pisała go tylko dla siebie. Na papier przelewała swoje radości smutki — przede wszystkim smutki — i nigdy nie myślała, że ktoś oprócz niej jeszcze go przeczyta. Ale stało się inaczej. Dziennik Ma Yan trafił do czytelników świata zachodniego i wyzwolił w nich uczucie solidarności i potrzebę niesienia pomocy.
Ma Yan jest typową nastolatką, tak naprawdę niewyróżniającą się niczym spośród innych uczniów chińskich prowincjonalnych wioseczek, a jednak przez dziwny zbieg okoliczności to ona została obdarowana przez los możliwością edukacji. To ona otrzymała wsparcie i pomoc, dzięki której skończy szkołę, zdobędzie zawód i będzie mogła pomóc rodzicom. A jej koleżanki? Sąsiadki? Rówieśniczki z biednych prowincji Chin? Zapewne skończą kilka klas, może nauczą się pisać i czytać, potem ze względu na brak pieniędzy rodzice zdecydują, że ich edukacja została zakończona. Wyjdą za mąż, urodzą dziecko i poświęcą się prowadzeniu domu i pracy w gospodarstwie. Czy ich córki będą miały szerszy dostęp do edukacji i co najmniej takie same szanse na wykształcenie co chłopcy? Miejmy nadzieję, że “Dziennik Ma Yan”przyczyni się do tego, że tak się stanie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze