„Blondynka w Meksyku”, Beata Pawlikowska
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuNiewielka publikacja, w której oprócz tekstu znajdziemy piękne zdjęcia wykonane przez dziennikarkę. Mimo że całość wygląda niepozornie, książka może być doskonałym partnerem w podróży do Meksyku, bo jest niedroga i zmieści się do każdego plecaka. A poza tym jest świetnie napisana! Zestawienie przeszłości z teraźniejszością, ciekawe refleksje społeczne, humor, barwny język i kapitalne fotografie czynią z Blondynki w Meksyku książkę nie tylko dla wielbicieli podróży.
Beata Pawlikowska to jedna z najpopularniejszych i najciekawszych polskich podróżniczek. Znamy ją m.in. z programu Podróże z żartem, występów w Radiu Zet (Świat według Blondynki) oraz serii podróżniczej Blondynka w… wydawanej przeze National Geographic Polska. Dziś mamy przyjemność napisać kilka słów o jej książce poświęconej Meksykowi. Blondynka w Meksyku to niewielka, 90-stronicowa publikacja, w której oprócz tekstu znajdziemy piękne, niezwykłe zdjęcia wykonane przez dziennikarkę. Mimo że całość wygląda niepozornie, książka może być doskonałym partnerem w podróży do Meksyku, bo jest niedroga i zmieści się do każdego plecaka. A poza tym jest… świetnie napisana!
Blondynka w Meksyku to połączenie historii i codzienności. Opowieść rozpoczyna się w stolicy Meksyku, a dokładnie – w metrze. Pawlikowska wchodzi do wagonu, w którym znajdują się same kobiety. To przypadek? Okazuje się, że nie. Komunikacja w stolicy Meksyku jest tak skonstruowana, żeby kobiety mogły podróżować bez mężczyzn. Dlaczego? Wiesz co się mówi o naszych środkach komunikacji miejskiej? - zawołała dziewczyna spod okna. - Że wsiadasz jako dziewica, a wysiadasz w ciąży! Prawda jest bowiem taka, że mężczyźni w Meksyku nie wiedzą, co robić z dłońmi w czasie podróży, więc pozwalają sobie na niewybredne dotykanie pań. A te bronią się jak mogą, wsiadając do kobiecych wagonów lub nosząc ze sobą otwarte agrafki. Ktoś mógłby powiedzieć: to barbarzyński kraj! Ale to nie do końca prawda. Napastowanie kobiet to oczywiście przestępstwo, ale pamiętajmy, że Meksyk jest ponad sześć razy większy od Polski, ma sto dwanaście milionów mieszkańców, wyższy poziom PKB na głowę mieszkańca, o wiele bardziej nowoczesny system komunikacji i transportu, ale jednocześnie w niektórych sferach życia jest dużo bardziej zachowawczy i tradycyjny. Co nie znaczy, że bardziej zacofany. Wspaniałe nowoczesne budowle i poziom życia w stolicy (chociaż kontrastuje z biednymi regionami kraju) świadczy o olbrzymim rozwoju Meksyku. I tak powinniśmy ten kraj postrzegać. A z drugiej strony, jak pokazuje Pawlikowska, na ulicach wciąż przyrządza się jedzenie bez zwracania uwagi na podstawowe zasady higieny (rzecz charakterystyczna: Pawlikowska nigdy się niczym nie zatruła podczas konsumowania egzotycznych potraw). Możemy więc posmakować tradycyjnej tortilli lub spróbować potrawy z najostrzejszą papryczką na świecie – chile habanero (aby zneutralizować jedną kroplę soku z tej papryki, potrzeba miliona kropli wody). Razem z Beatą Pawlikowską próbujemy pieczonych świerszczy oraz larw chinicuile, które czasami wrzucane są dla alkoholu o nazwie mezcal. Odwiedzamy również święte dla mieszkańców tego kraju piramidy Azteków, znajdujące się w mieście Teotihuacán. I właśnie tu tkwi największa wartość tej książki: fakt, że Pawlikowska nie skupia się wyłącznie na teraźniejszości (fascynującej skądinąd), ale proponuje nam wciągającą podróż w głąb historii Azteków. Wędrujemy więc po szczytach indiańskich piramid, oszołomieni rozciągającym się z nich widokiem. Uczestniczymy w krwawych obrzędach, w trakcie których wyrywano serca żywym jeszcze jeńcom. Poznajemy aztecką mitologię, opisującą powstanie świata i człowieka. A wszystko to napisane ciekawym językiem, przez kogoś, kto nie spędził życia, siedząc jedynie w bibliotece: Piramida słońca w podstawie jest prawie identyczna jak piramida Cheopsa w Egipcie. Różnica polega jednak na tym, że Egipcjanie budowali piramidę w kształcie ostrosłupa. Nie można stanąć na szczycie piramidy Cheopsa, bo nie ma tam miejsca dla dwóch stóp. Jest ostro zakończony wierzchołek, celujący wprost w niebo. Konstruktorzy w Ameryce Środkowej mieli zupełnie inny cel. Na szczycie piramidy musiało być wystarczająco dużo miejsca, żeby zbudować tam świątynię, przed którą odbywało się rytualne składanie ofiar z ludzi.
Zestawienie przeszłości z teraźniejszością, ciekawe refleksje społeczne, humor, barwny język i kapitalne fotografie czynią z Blondynki w Meksyku książkę nie tylko dla wielbicieli podróży. A może Beata Pawlikowska zainspiruje kogoś do wyprawy śladami słynnego Montezumy?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze