"Opowieści środkowoeuropejskie", Lawrence Weschler
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuKsiążka szczególna. Składa się z pięciu esejów portretowych znaczących postaci. Rzut okiem na nazwiska z okładki zmusza do pytania o kryterium wyboru. Co ich łączy? Dobór tylko pozornie wydaje się przypadkowy. Pierwszym, najbardziej oczywistym kryterium jest żydowskie pochodzenie, będące udziałem czworga z piątki opisanych. Na to nakłada się problem holocaustu, zagłady jako traumy i żydostwa jako próby tożsamości.
Lawrence Weschler, dziennikarz New Yorkera i wieloletni korespondent tej gazety w Polsce popełnił książkę szczególną - na Opowieści środkowoeuropejskie składa się pięć esejów portretowych wybitnych, czy przynajmniej znaczących postaci naszego regionu. Rzut okiem na nazwiska z okładki zmusza do pytania o kryterium wyboru. Co łączy Polańskiego i Urbana? Czy może być żywot odleglejszy niż dwuznacznie moralna droga polityka opozycyjnego (Jan Kavan) i artysty, rysownika komiksów (Art Spiegelman)? Dobór tylko pozornie wydaje się przypadkowy.
Kryterium jest kilka. Pierwszym, najbardziej oczywistym jest żydowskie pochodzenie, będące udziałem czworga z piątki opisanych. Na to nakłada się problem holocaustu, bezpośredni w wypadku Polańskiego i Urbana, lub jako cień w odniesieniu do Spiegelmana, który urodził się niedługo po wojnie. Zagłada jako trauma, żydostwo jako próba tożsamości – każdy przechodzi to inaczej. Spiegelman przyjmuje dziedzictwo, a tragedię Oświęcimia przepracowuje, ustawia rysując swojego Mausa. Polański ze Słonimskim odnaleźli się jako obywatele świata, pierwszy przyznaje się bardziej do polskości, za to Urban przeszedł nad sprawą do porządku dziennego. U niego pochodzenie jest snem, wojna bolesnym wspomnieniem skrytym za maską hedonistycznego cynika.
Drugą płaszczyzną jest doświadczenie totalizmu. Spiegelman wyłamuje się z oczywistych względów, rozciąga się jednak nad nim cień tragicznych doświadczeń rodziny, a cała jego praca artystyczna służy niemal terapeutycznemu otrząsaniu się z Holocaustu. Polański użył swej sławy by wyrwać się zza żelaznej kurtyny i po latach zrealizować pianistę. Najciekawiej wypadają postacie niejednoznaczne: Kavan, energiczny działacz opozycji w Czechach musi nieustannie odpierać oskarżenia o współpracę ze służbami bezpieczeństwa, a nawet zwykłą korupcję. Z kolei Urban, za młodu również opozycjonista, zmagający się przez lata z odbierającą mu chleb cenzurą, zmienił front, stając się twarzą dogorywającego PRL-u, na koniec zaś wykonał szczególną woltę: opluł niedawnych przyjaciół w swojej książce i świetnie odnalazł się, jako dziennikarz i wydawca, w kapitalizmie, który tak zwalczał. Urbanowe doświadczenie totalizmu jest jakby kompensowane przez poszukiwanie wszelkich przyjemności, amoralność, elastyczność, zamiłowanie wygody, bo tylko to można osiągnąć w świecie, zdemoralizowanym daleko bardziej, niż Jerzy Urban właśnie.
Mamy więc analizę postaw wobec świata, który okazuje się nieznośny a nawet morderczy. Można z nim flirtować, jak Urban lub Kavan, na zasadzie wzajemnego przyciągania się i odpychania, można próbować zakląć to co najgorsze (casus Spiegelmana), wreszcie można odlecieć w sztukę. Droga artystyczna Słonimskiego i Polańskiego, choć pełna upadków (zwłaszcza w przypadku polskiego reżysera) wydaje się najbardziej sensowną, zwłaszcza, że obaj panowie, w pewnym stopniu uciekli do fikcyjnych światów.
Są wreszcie kobiety w cieniu tych mężczyzn, znamienne, że najczęściej nieszczęśliwe. Zapewne Urban, opisując, jak to przywalił żonie za sprzyjanie Solidarności, makabrycznie przesadza, ale kolejne rozwody świadczą jasno, że wytrzymać z nim nielekko. Kavan w domu był despotą. Polański, nim doczekał szczęścia, kompensował sobie wcześniejszą nieśmiałość licznymi podbojami miłosnymi, doświadczył też tragedii śmierci pierwszej żony, Sharon Tate. Żony, utrzymanki i kochanki stanowią intensywne tło, a zarazem kolejną, obok sztuki, polityki, pracy dziennikarskiej, kotwicę powstrzymującą mężczyznę przed zagubieniem.
Jest też typowo polski powód by przeczytać tę książkę. Polański z Urbanem należą do ludzi najsilniej obecnych, w naszej, Polaków, mentalności i warto dowiedzieć się, jak postrzega ich człowiek z zewnątrz. Szkoda jedynie, że eseje Weschlera, napisane na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych doczekały się bardzo skromnego uaktualnienia.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze