„Kły Norwegii”, Janina Laxness
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuZbiór szkiców poświęconych funkcjonowaniu emigracji w Norwegii, formą zapisu nieco przypomina bloga. Książka niesie sporo ciekawych informacji, autorka opowiada sen. Jest Polką z pochodzenia, cenioną malarką i jej teksty przypominają małe obrazy, naniesione w zmyślnym pośpiechu niemal nierozrobioną farbą. Złączone razem, dają panoramę szeroką, choć niekompletną. Autorka spisuje co widzi, dzieli się doświadczeniem. To zajmująca lektura.
Agresywny tytuł Kły Norwegii sugeruje kolejny kryminał ze Skandynawii, rogata postać na okładce pozwala sądzić, że bohaterami powieści będą jacyś diabelscy metalowcy, których, wiadomo, na Północy mamy zatrzęsienie. Nic z tego, zamiast o uzębieniu, Janina Laxness opowiada sen. Znamy różne rodzaje śnienia, zależne tylko od miejsc, dokąd udają się polscy emigranci w poszukiwaniu lepszego losu. Jest więc śnienie londyńskie, niemieckie, amerykańskie śnienie jakoś traci na popularności, za to o norweskim niewiele wiadomo. Do teraz, bo Kły Norwegii niosą sporo ciekawych informacji.
Książka Janiny Laxness to zbiór szkiców poświęconych funkcjonowaniu emigracji w Norwegii, formą zapisu nieco przypomina bloga. W tym wypadku, działa to na korzyść. Laxness, Polka z pochodzenia, jest cenioną malarką i kolejne teksty przypominają małe obrazy, naniesione w zmyślnym pośpiechu niemal nierozrobioną farbą. Złączone razem, dają panoramę szeroką, choć zapewne niekompletną. Autorka spisuje co widzi (stad też więcej czytamy o świecie sztuki niż losach polskiego robotnika w Bergen) dzieli się doświadczeniem, świadomie unika syntezy.
Oto norweskie widoczki na papierze: pan Irek, łachmaniarz o uroku kloszarda, naprawdę, erudyta i znawca sztuki, przez ten kontrast osoba tajemnicza. Wyłania się z niebytu, by zaraz zniknąć. Dalej, kulty buddyjskie w mutacji dla najbogatszych, wyzysk robotników, umiłowanie rzadkiego gościa jakim jest słońce i jeziorka tłumnie odwiedzane przez homoseksualistów. Na zimnym tle Północy połyskują też prawdy niezmienne: nikt cię nie przekręci tak jak rodak, na galerników (czyli-właścicieli galerii) trzeba uważać, a owca z wilkiem mają większe szanse na szczęśliwe pożycie, niż dwoje poślubionych sobie artystów.
Norwegia i Norwegowie zmitologizowali się już w polskiej wyobraźni. Konserwatyści wyją ze zgrozy na myśl o skandynawskiej rozpuście, kwitnącej w najlepsze dzięki rozluźnieniu swobód obyczajowych, choć z Kłów… wyłania się obraz wielkiego znudzenia seksem, ubarwianego zaledwie ucieczkami w praktyki orgiastyczne. Te odbywają się na każdej szerokości geograficznej. Jest też mit Norwegii jako krainy płynącej miodem i mlekiem, gdzie za leżenie do góry brzuchem dostaje się ciężką forsę, pracę dostać prosto, stypendium – jeszcze prościej. Norwegia nie pozwoli ci zginąć i zawsze podniesiesz się z upadku. Ta wizja zdopingowała wielu do wyjazdu, niestety, złote bramy zastali zamknięte. Otwiera je głównie ślub z kimś cieszącym się przywilejami obywatela, reszta skazana jest na biedowanie, ciężką pracę i trudności w oszczędzaniu – podstawowe koszta życia są horrendalne. Taka sytuacja owocuje rozczarowaniem. Zwłaszcza, że wstyd wracać.
Zresztą, delikatna, pozbawiona żalu atmosfera rozczarowania towarzyszy całej tej, niewielkiej książeczce. W dokumencie poświęconym młodym, norweskim ruchom kontrkulturowym, artystów pytano o przyczynę buntu. Jeden wskazał „piekło łatwego życia”, będącego udziałem mieszkańców. Właśnie ta łatwość, brak mocniejszych wrażeń wydaje się być tym, co Norwega gnębi, a co ten paradoksalnie ceni sobie najbardziej. Podobne wnioski można wydobyć z zajmującej lektury Kłów Norwegii.
Dopuszczam możliwość, że intencje autorki były zupełnie inne.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze