"Męska sprawa", Marek Kędzierski
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuJest tu wszystko, czego można oczekiwać od powieści sensacyjnej: starcia na całym globie, mnisi rozkładający przeciwników jednym ciosem, siły specjalne, Osama bin Laden, męska przyjaźń, miłość, piękne kobiety i whisky. Polski tutaj jest niewiele, w końcu nie każdy nasz twórca literatury popularnej musi rozliczać się z przeszłością kraju, w którym dorastał. Autor próbuje ocalić religijność i zmaga się ze stereotypem Polaka-katolika.
Adam Gawlik jest zabójcą. Właściwie, maszyną do zabijania, polskim Rambo tylko na serio i do końca: strzelał do żołnierzy i cywilów, palił dzieci żywcem. Zaczął aż nazbyt zwyczajnie: emerytowany polonista pokazał mu to i owo o zabijaniu i obezwładnianiu przeciwnika. Potem przyszło wojsko (w jeden dzień rozłożył pięciu, w tym kaprala), ruskie siły specjalne, przerzut na Zachód, wątpliwości i rozmowy z Bogiem. Wróciwszy do kraju z żelaznym listem, Gawlik staje na rozdrożu: uspokoić się czy wyrównać stare porachunki. Czy jego dziewczyna naprawdę nie żyje, a jeśli żyje to, co by powiedziała o tym, jak jej dawny chłopak się przemienił. Czy nauczyciel, zabity przez mściwego gnojka chciałby zemsty czy nie chciał?
Właściwie w tej książce jest wszystko, czego można by oczekiwać od powieści sensacyjnej: starcia na całym globie, mnisi rozkładający przeciwników jednym ciosem, siły specjalne i walka między nimi, Osama bin Laden w końcówce, męska przyjaźń, miłość, piękne kobiety i wszystkie gatunki whisky. Gdyby nie polska sceneria i główny bohater, nie uwierzyłbym, że autor urodził się nad Wisłą: Męską sprawę mógłby popełnić Jack Higgins, Ludlum lub któryś z jego literackich spadkobierców.
To zaleta i wada zarazem. Kędzierski sprawnie opisuje rzeczywistość Polski Ludowej, oddaje emocje związane z wyborem Karola Wojtyły na papieża, szkołę, codzienność młodych ludzi, lecz wyraźnie się spieszy, by już odpuścić: znaleźć się w Afryce, Afganistanie i strzelać razem z bohaterami. W porównaniu z recenzowanym niedawno Przemienieniem Twardocha Polski tutaj jest niewiele, co zarzutem wcale być nie musi, w końcu nie każdy nasz twórca literatury popularnej musi rozliczać się z przeszłością kraju, w którym dorastał. Próbuje ocalić religijność – ta powraca w refrenach poświęconych papieżowi, Kędzierski próbuje zmagać się ze stereotypem Polaka-katolika. Co się stanie – pyta – jeśli człowiek wychowany we właściwej nam atmosferze religijnej zostanie zabójcą? Bóg się o niego upomni? Coś w sercu zadzwoni, pomiędzy jednym a drugim szarpnięciem za cyngiel? Dominuje jednak akcja.
Książka ma niedociągnięcia – jak większość debiutów wydaje się przeładowana, jakby autor chciał na siłę upchnąć między okładkami wszystkie swe pomysły, zbyt prosty styl momentami razi, zwłaszcza w partiach dialogowych, a obecność Boga nie budzi wątpliwości, życie Gawlika składa się bowiem głównie z cudów. Nieważne jednak, Kędzierski wygrywa na czym innym, a mianowicie przykuwa czytelnika do bohatera. Adam Gawilk to wrażliwy łajdak. Zabójca bez litości, najwyżej mamiący nas wątpliwościami. A jednak kibicujemy temu draniowi, zagryzając palce po łożyska, żeby tylko wydostał się szczęśliwie z kolejnej kabały. Nie każdy pisarz umie dokonać czegoś takiego. Kędzierskiemu się udało.
Adam Gawlik jest chyba ważniejszy niż sama książka – polska literatura współczesna ukochała bohaterów słabych, ponoszących kolejne klęski, wątpiących, przegranych i zabitych. Męska sprawa przynosi ożywienie (podobnie jak powieści polskich fantastów: Andrzeja Ziemiańskiego, Jacka Piekary, Jacka Komudy, Andrzeja Pilipiuka), proponując bohatera silnego, niepokornego, samodzielnie pokonującego przeciwności losu. Literatura ku pokrzepieniu serc czy co?
Czekałem na takie książki i mam wrażenie, że nie byłem w tym odosobniony – prawie dwie dekady temu zalała nas fala sensacji z Zachodu, rodzime propozycje, próbujące ją uprzedzić lub dorównać przepadły między kolorowymi okładkami. Potem długo, długo nic i teraz następuje ożywienie. Nie zdziwiłbym się, gdyby po modzie na kryminały zalała nas fala polskiej sensacji. Męska sprawa wyraźnie to zapowiada.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze