„Hańba”, Steve Jacobs
DOROTA SMELA • dawno temuEkranizacja jednej z najbardziej frapujących i niezwykłych powieści ostatniej dekady. Uhonorowana prestiżową nagrodą Bookera Hańba to bez wątpienia pozycja dla tych, którzy w sztukach narracyjnych cenią sobie wielopoziomowość znaczeń i zamiast gotowizny podanej na talerzu wolą samodzielnie komponować smaki i poszukiwać treści. Znakomite aktorstwo.
Ekranizacja jednej z najbardziej frapujących i niezwykłych powieści ostatniej dekady. Uhonorowana prestiżową nagrodą Bookera Hańba to bez wątpienia pozycja dla tych, którzy w sztukach narracyjnych cenią sobie wielopoziomowość znaczeń i zamiast gotowizny podanej na talerzu wolą samodzielnie komponować smaki i poszukiwać treści.
Akcja zarówno powieści, jak i filmu rozgrywa się w Afryce Południowej. Profesor literatury na Uniwersytecie w Kapsztadzie David Lurie to pięćdziesięcioparoletni mężczyzna, który wypalającą się pasję zawodową i poczucie życiowej porażki topi w seksualnych ekscesach. Jego ofiarą pada jedna z jego studentek, którą Lurie uwodzi i instrumentalnie wykorzystuje do zaspokojenia rozbuchanych żądzy. Hańba, która go spotyka, w konsekwencji jest zwieńczeniem jego życia akademickiego i prywatnego. Profesor Lurie może już tylko zacząć od zera, porzucając wszystko, co miał. Postanawia wyjechać z Kapsztadu i zamieszkać na jakiś czas na farmie swojej córki, samotnie żyjącej lesbijki, opiekunki bezdomnych psów, której życiowa postawa jaskrawo kontrastuje z jego systemem wartości. Czy antybohater jest na drodze do wewnętrznej przemiany?
Oto kluczowe pytanie dla większości fabuł psychologicznych. Coetzee to jednak nie Jane Austen ani nawet nie Fiodor Dostojewski. Jego proza nie daje łatwych odpowiedzi na podobne pytania. To raczej studium wyboru i odkrywania nowych dróg aniżeli prosty moralitet o zreformowanym grzeszniku. David Lurie jest w dodatku czymś więcej niż literackim bohaterem — to symbol palących problemów RPA, która tyranię zamieniła na anarchię i nie potrafi znaleźć alternatywy wobec gwałtu. Na barykadach przetasował się kolor skóry, ale w obrębie podziałów płciowych nic się nie zmienia: kobieta wciąż pozostaje ofiarą ucisku i przemocy zarówno w środowiskach białych, miejskich i wyedukowanych, jak i czarnych, wiejskich i dzikich. I być może nie ma z tego pata wyjścia, tak jak nie ma odwrotu od krzywdy, którą wyrządziliśmy naturze; człowiek nigdy nie zaprosi zwierząt do posiłku przy jednym stole. Ale może zwrócić swym ofiarom godność. Z książki te wnioski wynikają jasno, z filmu trzeba je starannie wyłuskiwać, bo setki linijek słów, myśli bohaterów zostały zastąpione milczącymi obrazami. W efekcie patrzymy na nich z jeszcze większego dystansu niż czytelnik książki, nie znamy ich myśli, a wewnętrznych motywacji możemy się domyślać jedynie z nielicznych dialogów, a grymas twarzy nie mówi wszystkiego o emocjach.
Dlatego paradoksalnie, choć ekranizacja Jacobsa jest wyjątkowo wierna, być może stanowi to o jej słabości. Gdyby bowiem reżyser znalazł sposób na wypełnienie narracyjnych luk, wprowadził jakieś zmiany, dorzucił coś od siebie, mogłoby to wynagrodzić nam owe braki. Szczęśliwie aktorstwo jest tu znakomite: John Malkovich to wymarzony wprost kandydat do roli profesora, postaci rozpiętej między skrajnymi wariantami etycznymi, sięgający po półtony i niuanse ekspresyjne dostępne tylko prawdziwym wirtuozom. Niezgorzej wypada reszta obsady, zwłaszcza wyciszona Jessica Haines i szelmowski w obejściu Eriq Ebouaney. Film ma też niezłe zdjęcia i z pewnością znakomicie odwzorowuje klimat książki, jej pełną niepokoju aurę skrywanego pod płaszczykiem normalności wynaturzenia i nadużyć.
Całość jest ciekawa i godna polecenia, choć głównie jako plastyczne uzupełnienie lektury literackiego pierwowzoru, którego nieznajomość to prawdziwa hańba.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze