„Zapiski z Toskanii”, Abbas Kiarostami
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuFilm urodziwy i wzruszający, opowiedziany spokojnie, statycznie, narracja opiera się na subtelnościach. Wiele tu symboliki, magii wzajemnego przyciągania. Bohaterowie wspominają różne fazy swojego „związku”, prowokują się wzajemnie, kłócą, obserwują inne pary. Wychodzi z tego intymna, przenikliwa refleksja na temat natury związków. Ich przemijania, wypalania się, zagrożeń jakie niesie odmienność damskiego i męskiego postrzegania świata.

Wybitny reżyser, który po raz pierwszy realizuje film w obcym języku, z dala od (będącej miejscem akcji wszystkich poprzednich jego obrazów) tzw. ojczystej ziemi. To temat rzeka. I bardzo ciężka próba, nie poradził sobie z nią nawet Tarkowski. Zwykle twórcy unikają takiej sytuacji, spotyka ona głównie dysydentów, uchodźców itd. irański mistrz Kiarostami (Smak wiśni, Uniesie nas wiatr) udaje się do Toskanii dobrowolnie, świadomie używa jej jako symbolu kulturowego; korzysta z bogatej historii, a włoskie krajobrazy fotografuje z ogromnym wyczuciem. Wychodzi mu to co najmniej interesująco, ale i tak nie sposób mówić tu o potwierdzającym regułę wyjątku. Bo Zapiski mają swój urok, ale poziomu irańskich filmów Kiarostamiego nie sięgają.
On (debiutujący na dużym ekranie śpiewak operowy, William Shimell) jest słynnym, angielskim pisarzem. Ona (Juliette Binoche) właścicielką sklepu z antykami, która przychodzi na spotkanie autorskie, by zdobyć (wymarzony przez siostrę) autograf. Zaczynają ze sobą rozmawiać, wywiązuje się flirt, serwująca kawę barmanka przez pomyłkę bierze ich za małżeństwo z wieloletnim stażem. Ona nie dementuje, on ochoczo przyłącza się do gry.

Subtelny żart zatacza coraz szersze kręgi, wymyka się spod kontroli, w pewnym momencie nie wiemy już, czy aby na pewno nie mamy do czynienia z małżeństwem, które przez chwilę udawało dwójkę obcych sobie ludzi. Reżyser zwodzi nas, myli tropy, śmiało zapuszcza się w rejony, gdzie rzeczywistość miesza się z projekcjami wyobraźni obojga bohaterów. Całość (jak to u Kiarostamiego) opowiedziana jest bardzo spokojnie, wręcz statycznie, narracja opiera się na subtelnościach. Wiele tu symboliki, ale też nad wyraz czytelnej magii wzajemnego przyciągania. Jest poetycko i refleksyjnie, Elle i James (bo tak się nazywają) wspominają różne fazy swojego „związku”, prowokują się wzajemnie, kłócą, obserwują inne pary (tak nowożeńców, jak i wiernych sobie emerytów). Wychodzi z tego intymna, ale zaskakująco przenikliwa refleksja na temat natury związków. Ich przemijania, wypalania się, zagrożeń jakie niesie odmienność damskiego i męskiego postrzegania świata. Na tym polu Kiarostami bez wątpienia potwierdził swoją klasę, podarował nam film bezwzględnie urodziwy, chwilami nawet wzruszający.
Co nie zmienia faktu, że w trakcie projekcji ożywają wspomniane na wstępie wątpliwości. Spokojne, pełne „tlenu”, na poły filozoficzne rozważania o naturze życia osadzone w surowej, egzotycznej scenerii Iranu robiły o wiele lepsze wrażenie. To co w Iranie wydawało się metafizyczne, niedopowiedziane tutaj bywa zwyczajnie (i nadmiernie) teatralne, czasami nawet sztuczne. Drażnić mogą też przesadnie już pretensjonalne dyskusje o sztuce. W efekcie Zapiski robią ambiwalentne wrażenie. Czasem zachwycają, kiedy indziej irytują. Widać, że reżyser nie potrafił wyczuć europejskiego czasu. Przeniesiona żywcem w serce Toskanii umiarkowana dynamika irańskich narracji Kiarostamiego też nie wszystkim przypadnie do gustu.
Ale jak na obcojęzyczny debiut jest co najmniej nieźle. Wiele wnosi tu (nagrodzona za tę rolę canneńską palmą i jak zawsze wyśmienita) Juliette Binoche. Zaskakująco naturalnie odnajduje się na ekranie kinowy debiutant, gwiazdor opery, William Shimell. Ogląda się to dobrze, a i wynieść z kina ważką refleksję w tym przypadku nietrudno. Jednocześnie oczekujących ciosu na miarę Smaku wiśni czy Uniesie nas wiatr wypada ostrzec: irański Kiarostami to to jednak nie jest.

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze