„Pielgrzym a buty”, Maria Guzik
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuGuzik podejmując temat pielgrzymek wyważyła otwarte drzwi. Co nie znaczy, że Pielgrzym a buty nie jest książką wartościową. To zapis pewnego stanu umysłu (konkretnie, zdeklarowanego sceptyka) zderzonego z żywiołową religijnością. Autorka proponuje prostą narrację quasi-reportażową, wyliczając kolejnych pielgrzymów i ich kłopoty.
Marian Pankowski w Pątnikach z Macierzyny (1987, wznowienie 2007) wykorzystuje pielgrzymkę, sytuację pielgrzymkową celem przeanalizowania polskiej religijności, a następnie, rozprawienia się z nią. Zabieg ten przeprowadza z całą subtelnością inteligenta wykształconego jeszcze przed wojną. Maria Guzik, pisarka z Radomia zdradza identyczne intencje. Jej Pielgrzym a buty, powtarza właściwie zamysł Pankowskiego. Zarazem – trudno o dwie bardziej odległe od siebie książki.
Werbalna potęga Pankowskiego nie ma sobie równych – w zamian, Guzik proponuje prostą narrację quasi-reportażową, wyliczając po prostu kolejnych pielgrzymów i ich kłopoty. W Pątnikach… znajdziemy gigantyczną ilość aluzji literackich, mniej lub bardziej bezpośrednich tropów i nawiązań do autorów wcześniejszych. Pielgrzym a buty pozostaje wolny od tych zawiłości, jadąc na cytatach. Mógłbym tak dalej. Maria Guzik, podejmując temat pielgrzymek wyważyła otwarte drzwi. Co nie znaczy, że Pielgrzym a buty nie jest książką wartościową. To zapis pewnego stanu umysłu (konkretnie, zdeklarowanego sceptyka) zderzonego z żywiołową religijnością, na tyle frapujący, że można by go wsadzić w kapsułę czasu i zakopać z myślą o przyszłych pokoleniach.
Książka dzieli się na trzy części. Pierwsza, właściwa, to zapis wrażeń pielgrzymkowych plus szereg portretów samych pielgrzymów. Jeden idzie wybłagać pracę, drugi zdrowie, jakaś dziewczyna wymodli dziecko, jeszcze inna już wolałaby dzieci nie mieć i chętnie zapaliłaby świeczkę w tej intencji. Niektórzy wędrują bez butów, jak przystało na średniowiecznych pokutników, inni wykorzystują okazję do nieskrępowanej zabawy. Śpi się po ludziach, nie zawsze z tego zadowolonych, a nawet znoszących obecność pielgrzyma jako pokutę, przykrą, lecz oferującą zbawienie. Za pochodem oczywiście jedzie sobie facet z cateringiem.
Część druga to właściwie zbiór cytatów zasłyszanych lub wymyślonych. Radiomaryjni spierają się z wolnomyślicielami i zwolennikami chrześcijaństwa otwartego (w górach Bóg jest bliżej niż gdziekolwiek), inni znów wskazują na ulgi podatkowe księży, życząc sobie, by kler ponosił koszta życia w tym pięknym kraju, ujawniają się pyskówki, ale i sympatyczne postawy pobożnościowe. Trzecią część natomiast zbudowano w oparciu o internetową korespondencję autorki, która, z uporem lepszej sprawy próbuje forsować humanistyczny światopogląd. Istnieją tropy wskazujące, że dyskusja toczyła się właśnie na jednym z forów Kafeterii.
Walor poznawczy książki jest bezdyskusyjny – jeśli ktoś chce przerobić polską religijność wraz z jej kontestacją w jeden wieczór, nie mógł lepiej trafić. Nie rozumiem tylko, po co pani Guzik poszła na pielgrzymkę, następnie, w jakim celu napisała Pielgrzyma… i wszelkie listy polemiczne, teraz wydrukowane. Bo i po co bezbożnik na Jasnej Górze? Spełnia, jak się wydaje, funkcję internetowego trolla. Ludzie wierzący mają tę cechę szczególną, że nie dają się przekonać racjonalnym argumentów, co zresztą jest logiczne i słuszne – w końcu ich królestwo jest nie z tego świata, a już Tertulian pisał wprost wierzę, bo to jest absurd. Nie słyszałem też o nikim, kto by od wiary odstąpił w skutek intelektualnej polemiki, za to niedawno koleżanka rozważała nawrócenie po rozmowie z sympatycznym i atrakcyjnym doktorem filozofii z Uniwersytetu Papieskiego w Krakowie. Czasami, próby polemiczne przechodzą w tłumaczenie się z własnej bezbożności, czasem są cenne, czasem – kula w płot.
Jako, że Pielgrzym… wyszedł w małej oficynie, mogą zdarzyć się trudności z nabyciem tej książki. Wówczas polecam wyprawę do wydawcy, najlepiej pieszo. A gdzie wydawca? W Częstochowie!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze