"Śmierć w Pont-Aven", Jean-Luc Bannalec
NINA WUM • dawno temuNie ma w tej książce nic oryginalnego, ale czyta się ją sprawnie i z niegasnącym zaciekawieniem.
Komisarz Dupin był nieodrodnym synem Paryża. Lecz trzy lata temu za "niestosowne zachowanie" (przy jakiejś ważnej publicznej okazji spoliczkował skorumpowanego oficjała na wysokim szczeblu) zesłano go do pracy w zapomnianym przez Boga i ludzi bretońskim miasteczku. Hardy policjant nawet sobie chwali tę banicję do krainy Celtów. Bretania jest niezmiernie urokliwa, kawa w lokalnych knajpkach znakomita, zaś morderstwa zdarzają się tu rzadko.
Naturalnie nie byłby to kryminał, gdyby jedno się właśnie nie zdarzyło.
W miejscowości Pont-Aven brutalnie zamordowano leciwego właściciela hotelu "Central." Ponad dziewięćdziesięcioletni Pierre-Louis Pennec, żelazną ręką zarządzający obarczonym szczytnymi tradycjami przybytkiem nie miał żadnych wrogów. Wszyscy dobrze mu życzyli. Syn i synowa zmarłego oraz personel hotelu są w widocznej żałobie. Nasz komisarz sumiennie tropi kolejne wątki, które okazują się prowadzić donikąd. Frustrujący impas w śledztwie przerywa sensacyjna wieść: w sali jadalnej hotelu wisi nieznany historykom sztuki obraz Paula Gaugina. Jest wart miliony.
Wisiał. Bowiem w noc po zabójstwie ktoś zastąpił go zręczną kopią.
Dla właściwego zrozumienia klimatu tej niewielkiej książeczki konieczne jest pojęcie, czym było — zaś dla dumnych Bretończyków wciąż jest — miasteczko Pont-Aven. To tu w dziewiętnastym wieku zjeżdżali się przodujący malarze nowatorskiego wówczas odłamu, jakim był impresjonizm. Szczególny bretoński krajobraz i jego nie podrabialne światło zaistniały na wielu sławnych płótnach. Babka zamordowanego hotelarza gościła pod swym dachem wielu wybitnych artystów z Gauginem na czele. Była gospodynią, mecenaską i przyjaciółką wielkich. Mieszkańcy regionu wciąż podkreślają to szczególne dziedzictwo. Nasz wytrwały komisarz na każdym kroku i ze wszech stron częstowany jest wyciągiem z historii Pont-Aven. Napomknienia, że mieszka w okolicy od trzech lat, więc zdążył się już z nią zapoznać, nie pomagają. "Tutaj nawet o moich wnukach będą szeptać: paryżanie" rozważa Dupin, zaś jego rdzennie bretońska asystentka z powagą to potwierdza.
Bretończycy stanowią zwartą społeczność, nieufną i nieprzystępną wobec obcych. Komisarz Dupin spędzi nieco czasu na uporczywym kruszeniu szacownej fasady tradycjonalizmu i rodzinnego szczęścia. A kiedy już dotrze do tego, co pod spodem, wnioski będą raczej przygnębiające.
"Śmierć w Pont-Aven" to ze wszech miar tradycyjny kryminał. Równie mógłby się ukazać drukiem w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Sam autor nawiązuje miejscami do klasycznej twórczości Georgesa Simenona i wie, co robi. Jego Dupin przeżywa swe przygody w stylu nader podobnym do przypadków komisarza Maigreta. Ma zresztą wiele z niego: mimo że opancerza się melancholijnym cynizmem, to ludzka podłość i małoduszność wciąż wprawiają go w szczery gniew.
Realia miejsca zbrodni i okolic opisano ze sprawozdawczą, detaliczną precyzją, typową dla tego typu prozy. Autor nie tyle odmalowuje nam tło obyczajowe i społeczne wydarzeń, co rozstawia pionki na planszy. Oschłość opuszcza go tylko wtedy, gdy idzie o opisy przyrody i kulinariów. Jeden z krytyków nazwał "Śmierć w Pont-Aven" wyznaniem miłości do Bretanii — i jest to szczera prawda. Nasz bohater w ciężkich chwilach siada nad wartkim nurtem rzeczki Aven, zapuszcza się w typowo bretoński zagajnik czy też kontempluje urok oceanicznego nadbrzeża. Zjada także wielkie ilości miejscowych specjałów oraz konsumuje litry lokalnej kawy. Mnie te turystyczne wtręty raczej niecierpliwiły, ale dla miłośnika podróży mogą być wskazówką, gdzie warto wybrać się na wakacje.
Tak intensywnego zachwytu regionem nie przejawiałby raczej żaden autochton. Jean-Luc Bannalec nim nie jest. To Niemiec, który przyjął francuskobrzmiący pseudonim. A wraz z nim — najlepsze tradycje tamecznego kryminału. Dobrze odrobił tę lekcję. Wprawdzie nie ma w tej książce nic oryginalnego, ale czyta się ją sprawnie i z niegasnącym zaciekawieniem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze