„Lekkie jak kamień, jasne jak mrok”, Barbara Maria Deja
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuCzy warto sięgnąć do zbioru opowiadań, opublikowanych nakładem wydawnictwa Papierowy Motyl? Zdecydowanie tak. Oczywiście, jeśli poszukujemy spokojnej, poetyckiej, refleksyjnej opowieści o ludzkich losach.
Współcześni pisarze mają dziś tendencję do tworzenia potężnych, kilkuset stronicowych powieści, które wydawcy z przyjemnością dzielą na tomy i sprzedają np. jako trylogię, codziennie wrzucając do sieci zapowiedzi podgrzewające atmosferę. Taka strategia idealnie sprawdziła się w przypadku powieści erotycznych adresowanych do kobiet. Na szczęście wśród autorów znajdują się również tacy, którym zależy na publikowaniu niewielkich, skromnych, lecz jednocześnie wymownych mini powieści lub zbiorów opowiadań. Do takich propozycji zaliczyć można niewielką książeczkę Barbary Marii Deji, noszącą tytuł "Lekkie jak kamień, jasne jak mrok".
Pierwsze opowiadanie poświęcone jest relacjom łączącym matkę, córkę i ojca. Felicja, Melania i mężczyzna, którego imienia nie znamy, tworzą z pozoru normalną rodzinę. Pan domu dużo pracuje, często wyjeżdżając za granicę. Dlatego większą część dnia Fela i Mela spędzają razem. Ich zwyczajny dzień jest niezwykły. Fela wymyśla córce przedziwne zabawy, w których baśniowość przeplata się z rzeczywistością. Matka i córką gotują królewski obiad dla setek gości; rozmawiają z sympatyczną kozą o imieniu Melania; udają, że pochodzą z królewskiego rodu rządzącego Wielką Brytanią i interesują się losami przystojnego księcia Williama. Dziewczynka często nie chodzi do szkoły, bo jej matka z przyjemnością usprawiedliwia nieobecności córki. Cóż, tak właśnie powinno wyglądać szczęśliwe dzieciństwo i idealny związek matki i córki. Dopiero pod koniec opowiadania okazuje się, że Fela jest chora psychicznie i co pewien czas poddaje się leczeniu.
Co chce nam przekazać autorka opowiadania? Według mnie to, jak blisko jest od szaleństwa do miłości; jak łatwo zatracić się w swoich uczuciach i jak bardzo chcielibyśmy, by nasze dzieciństwo było kiedyś tak szalone; by nasi rodzice częściej byli w domu i mieli w sobie coś z poetów, szaleńców, ludzi żyjących z głową w chmurach. Z jednej strony współczujemy dziewczynce i matce, a z drugiej strony zazdrościmy jej tych niezwykłych chwil, które razem spędziły.
Podobny klimat ma drugie, znacznie dłuższe opowiadanie Barbary Marii Deji. Jego akcja dzieje się podczas II wojny światowej i tuż po jej zakończeniu. Główną bohaterką tekstu jest Gizela Horn, Polka z kaszubskimi korzeniami. Młoda dziewczyna rozpoczyna pracę w niemieckiej rodzinie, mieszkającej w okupowanym Olsztynie. Jej pracodawca jest uznanym chirurgiem, człowiekiem dystyngowanym, wykształconym i bardzo życzliwym. Domem zajmuje się jego żona, Rita, która zatrudnia Gizelę i otacza ją niezwykłą, prawie siostrzaną opieką. Głównym obowiązkiem naszej bohaterki jest opieka nad dwójką dzieci von Dietrichów. Wszystko wydaje się proste, dopóki na scenę nie wkroczy gestapo, a pani von Dietrich nie umrze nagle w wieku dwudziestu dwóch lat. Co stanie się z mężczyzną i jego dziećmi, kiedy do Polski wkroczy Armia Czerwona? Jak sowieccy żołnierze zachowają się wobec kobiety, której imię i nazwisko kojarzy się z Niemcami? Czy Gizeli uda się przetrwać trudne chwile i rozpocząć po wojnie normalne życie? Warto się o tym przekonać, sięgając do książki Barbary Marii Deji.
Trzeba przyznać, że debiut literacki autorki wypadł całkiem dobrze. Ten niewielki zbiorek świadczy o tym, że pisarka ma umiejętność tworzenia niebanalnych historii i kreowania postaci, z którymi chcemy się utożsamiać. To ważne cechy, bez których nie ma szans na stworzenie bestsellera. Dlatego zachęcam do sięgnięcia po mini powieść Barbary Marii Deji. Jeśli lubimy zastanawiać się nad światem i naszą w nim obecnością, książka „Lekkie jak kamień, jasne jak mrok” jest dla nas.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze