"Detektyw Monk i straż pożarna", Lee Goldberg

Książka jest dopełnieniem serialu telewizyjnego, ale w tym konkretnym przypadku może wzbudzić zainteresowanie odbiorcy, który serialu nie zna i nigdy o nim nie słyszał. Dla wielbicieli Sherlocka Holmesa lektura obowiązkowa, bo to nowe odczytanie ich ulubionego bohatera.
image
Łukasz Orbitowski

Książki inspirowane scenariuszami filmów, przynajmniej te, które trafiają do Polski, prezentują opłakany poziom, a niektóre to prawdziwe koszmarki – jak wydana na początku lat 90. seria książeczek nawiązująca do „Koszmaru z ulicy Wiązów” albo próby przekucia niektórych odcinków „Z Archiwum X” na literaturę. Wydana przez Rebis książeczka o przygodach serialowego detektywa Adriana Monka stanowi chlubny wyjątek – od wzmiankowanych wyżej koszmarków (jak i od arcydzieł) dzielą ją lata świetlne.

Konstrukcja fabuły i samej postaci głównego bohatera to powrót do źródeł: do Sherlocka Holmesa, ale Sherlocka podniesionego do sześcianu. Monk, jak jego brytyjski ojciec duchowy, jest geniuszem, który potrafi dostrzec szczegóły umykające nawet najbystrzejszym, a gdy wyjaśnia rzeczy dla ogółu niepojęte, brakuje tylko sakramentalnego „drogi Watsonie”, puentującego co celniejsze spostrzeżenia. Watson zaś, pozostając w zgodzie z feminizacją kultury, został kobietą, asystentką Monka, która ma krzyż pański z genialnym detektywem.

Wzmocniono również pozostałe cechy Sherlocka-Monka. Samotność i kompletny brak zainteresowania uciechami ciała, który przejawiał bohater Conan Doyle’a, tu znajduje dodatkowe uzasadnienie. Żona detektywa została zamordowana i jest to jedyna sprawa, której Monk nie umie rozwiązać. Ale nasz detektyw nie radzi sobie w sytuacjach najprostszych, co doskonale widać w przepięknej scenie, gdy zmuszony okolicznościami śledztwa, nieudolnie tańczy z pięknością z klubu nocnego, a zamiast pieniędzy wsuwa jej za pasek spódniczki paczkę chusteczek higienicznych. Dystyngowana bezpłciowość Holmesa zmienia się tutaj w komiczną nieporadność.

Tę samą zasadę zastosowano, opisując relacje na linii Adrian Monk – reszta świata, przy czym detektyw oczywiście życzyłby sobie, żeby żadnych relacji nie było. Sama jego nerwica natręctw starczyłaby na trzy międzynarodowe konferencje psychiatryczne: Monk uznaje tylko liczby parzyste, wyjmuje mniej idealne płatki z porannego musli, a gdy wskutek nieszczęsnego zbiegu okoliczności rozepnie mu się guzik w koszuli (bezwarunkowo, jeden z ośmiu), biega po komisariacie, przepraszając wszystkich, że spacerował nago. Obrazu dopełnia zamiłowanie do klocków lego, co można uznać za nowoczesny odpowiednik skrzypiec Sherlocka. Monk jest więc mieszaniną komizmu i wielkości, prawdziwym geniuszem i kopalnią humoru, spotęgowaną tak dosadnie, że niemal odrealnioną.

Postać detektywa Monka wydaje się autorowi na tyle dziwaczna i atrakcyjna, że wplata ją w zupełnie standardową intrygę kryminalną: na osiedlu przeznaczonym do wyburzenia pod apartamentowiec zostaje zamordowana znienawidzona przez wszystkich staruszka. Monk błyskawicznie znajduje mordercę, ma jednak problem z udowodnieniem mu winy. Aby zdobyć zaginiony dowód, musi zanurzyć się w górze śmieci – dosłownie.

Fabuła jest również sherlockowa – punkt wyjścia stanowi morderstwo doskonałe. Nie sposób stwierdzić, w jaki sposób go dokonano, i trzeba geniuszu Adriana Monka, by w ogóle odróżnić zabójstwo od wypadku. To, co najbardziej złościło w opowiadaniach Conan Doyle’a, tu także zostaje powtórzone - szkatułkowa konstrukcja rozpada się, a rozwiązanie zagadki jest możliwe tylko dzięki przypadkowemu splotowi zdarzeń: spotkaniu kogoś, innego przestępcy, który akurat dał się złapać, i tak dalej. Odbiera to wiele przyjemności z lektury. „Detektywa Monka i straży pożarnej” nie czyta się jednak po to, by wiedzieć, kto zabił, jak i po co, ale by śledzić makabryczną nieporadność tytułowego bohatera.

Zresztą „Detektywa Monka i straż pożarną” najlepiej określa sam format wydania: tę książeczkę można bez problemu wepchnąć do tylnej kieszeni, poczytać w oczekiwaniu na tramwaj, w kolejce, gdziekolwiek, a potem przerwać lekturę w dowolnej chwili.

Wybrane dla Ciebie
Zęby też się starzeją. Jak poprawić ich wygląd i zdrowie?
Zęby też się starzeją. Jak poprawić ich wygląd i zdrowie?
Diety cud nie działają. Działa…
Diety cud nie działają. Działa…
Czas na wiosenne porządki! Jak Mini Paczka InPost pomoże Ci pozbyć się zbędnych drobiazgów?
Czas na wiosenne porządki! Jak Mini Paczka InPost pomoże Ci pozbyć się zbędnych drobiazgów?
Trendy w meblach ogrodowych 2025 – inspiracje na meble tarasowe i balkonowe
Trendy w meblach ogrodowych 2025 – inspiracje na meble tarasowe i balkonowe
Złoty naszyjnik w codziennych stylizacjach – jak go nosić, by wyglądać stylowo?
Złoty naszyjnik w codziennych stylizacjach – jak go nosić, by wyglądać stylowo?
Domowe dania jednogarnkowe na chłodne dni
Domowe dania jednogarnkowe na chłodne dni
Wymarzona łazienka w mniej niż tydzień? To możliwe!
Wymarzona łazienka w mniej niż tydzień? To możliwe!
Ubezpieczenie AC – co to jest i dlaczego warto je mieć?
Ubezpieczenie AC – co to jest i dlaczego warto je mieć?
Opaski stabilizujące do noszenia na co dzień: komu mogą pomóc?
Opaski stabilizujące do noszenia na co dzień: komu mogą pomóc?
Jak działają parownice do ubrań i w czym mogą pomóc?
Jak działają parownice do ubrań i w czym mogą pomóc?
Botki zimowe na obcasie, platformie czy płaskie – które sprawdzą się na co dzień?
Botki zimowe na obcasie, platformie czy płaskie – które sprawdzą się na co dzień?
Zegarki damskie sportowe – połączenie funkcjonalności i stylu
Zegarki damskie sportowe – połączenie funkcjonalności i stylu
ZANIM WYJDZIESZ... NIE PRZEGAP TEGO, CO CZYTAJĄ INNI! 👇