„Pogodynek”, Steve Thayera
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPrzywykłem, że wydawnictwo Replika – jeśli nie liczyć tworów Johna Eversona – proponuje literaturę popularną przedniego sortu, tak jest i tym razem. Lektura książki zapozna każdego z detalami funkcjonowania krzesła elektrycznego, wtajemniczy w historię samego sprzętu i egzekucji w Stanach Zjednoczonych.
Do pogodynek – czyli popularnych zapowiadaczy pogody w telewizji – mam stosunek umiarkowany. Kojarzą mi się z pradawnymi czarodziejami, wróżą jednak z nowoczesnej technologii, nie z wnętrzności owiec. Wymyśliłem również nowe zastosowanie dla przedstawicieli zawodu, zgodne zresztą z duchem pradawnych kultur. Gdy za oknem jest pogoda taka jak teraz, konkretnie ziąb siarczysty, należałoby z pogodynki uczynić ofiarę całopalną dla płanetników. Kto wie, może wówczas wiosna wróci, jeśli jednak nie, strata niewielka. W oczy śmierci spogląda także Dixon Graham Bell, bohater książki Pogodynek Steve’a Thayera. Bell czeka na wyrok w celi, skazany za wielokrotne zabójstwo na krzesło elektryczne. Winny czy niewinny? O tym dowiadujemy się dopiero pod koniec. Dowody są poszlakowe, a jednym z nich wydaje się wyjątkowa zdolność Bella w zakresie przepowiadania deszczy, huraganów oraz gradobicia. Morderca zabijał w rytmie kalendarzowym.
Są i inne postacie dramatu, każda fascynująca. Staruszek, który odsiedział swoje za morderstwo, teraz pracuje w więzieniu, gdzie spędził ćwierć wieku. To on odeśle Bella w zaświaty. Dziennikarz, oszpecony podczas wojny w Wietnamie musi nosić maskę, skrywającą straszliwe rany – jako jeden z nielicznych nie wierzy w winę Bella i zrobi wszystko, aby nie dopuścić do egzekucji. Kocha się w kobiecie pięknej tak, jak on jest paskudny. Gdyby ich stopić w jedno, byliby jednym, przeciętnej urody człowiekiem. Ona nie bardzo wiedząc co zrobić z tak cudacznym afektem, nurkuje w romans z gubernatorem stanu Minnesota, kanalią pierwszej wody. Dziennikarz Jack Napoleon (cudowna zbitka!) także ma swoje za uszami. Wykorzystuje swoją pozycję, by uwodzić studentki, stażystki i inne piękne dziewczęta. To przyzwyczajenie plasuje go w gronie podejrzanych.
Przywykłem, że wydawnictwo Replika – jeśli nie liczyć tworów Johna Eversona – proponuje literaturę popularną przedniego sortu, tak jest i tym razem. Tę grubaśną powieść reklamuje sam Stephen King, co nie może być chyba gorszą rekomendacją. Gust Króla jest straszniejszy od jego własnych powieści. Grubość Pogodynka również może odstraszać. Wystarczy przewrócić pierwszą stronę, aby to wrażenie odpędzić i dziełko Thayera należy uznać za wzór poczytności. Pięćset stron drobnego druku to jednak za wiele na opowieść o policjantach i mordercy, więc autor wyżywa się na poboczach. Na trzy lata zatrudnił się w telewizji (który polski pisarz tak poważnie podchodzi do zbierania materiałów?), następnie odmalował ją od kuchni i to tak, że wszystko aż skrzy, furczy napędzane przez ludzkie emocje. Dawno nie zetknąłem się z obszernym materiałem tak doskonale wykorzystanym. Nic nie pojawia się przypadkowo, wszystko czemuś służy, składając się na dość ponury konglomerat niskich ambicji i walk o przysłowiowy stołek.
Zbliżony ogrom pracy Thayer włożył w dużo ciekawszy problem niż miejsce meteorologii w serwisach informacyjnych, mianowicie mam na myśli egzekucje. Lektura Pogodynka zapozna każdego z detalami funkcjonowania krzesła elektrycznego, wtajemniczy w historię samego sprzętu i egzekucji w Stanach Zjednoczonych:, kogo, kiedy oraz za co. Poznajemy też szczegóły ostatniej drogi skazanego na śmierć i jestem pewien, że komu jak komu, ale autorowi Zielonej mili zrobiło się głupio. Robi się z tego, gdzieś w drugiej połowie książki, cała dyskusja o sensowności kary głównej, jej wymiarze moralnym i praktycznym, znów przedstawiona rzetelniej niż w większości panicznych tekstów poświęconych temu problemowi. Ujawnia się trauma wojny wietnamskiej jako przyczyna wszystkich nieszczęść i tylko czekać, aż wyjdzie, że leje z nieba bo Sajgon upadł. A może to też prawda? Nie byłem, nie wiem. Za to Dixon Bell siedzi w celi, oczekując wyroku. Zabił czy nie? Jakie to ma znaczenie? Liczy się inne pytanie, pozornie banalne, naprawdę trudne, z którym Thayera boryka się od pierwszej do ostatniej strony. Ktoś zamordował siedem kobiet. Skąd bierze się taki mrok w człowieku?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze