„Kontener”, Agata Chróścicka
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuWydawca zapewnia, że mamy do czynienia z sensacyjną filmową historią i trudno się nie zgodzić. Debiutancka powieść Agaty Chróścickiej jest niemal gotowym scenariuszem, podkręcisz dialogi i będzie jak znalazł film, którego cholernie brakuje w Polsce, nasz odpowiednik Firmy.
Saxon&Pride jest firmą farmaceutyczną produkującą drogie lekarstwa wspomagające walkę z AIDS oraz tanie medykamenty na lekkie przypadłości. Jak każdy duży koncern lubi uwikłać się w akcję dobroczynną, rozumianą jako doskonała okazja do zarobienia na lewo grubych milionów. Ponieważ najlepiej żerować na nędzy, Afryka wydaje się oczywistym wyborem. Wystarczy znaleźć odpowiedni kanał przerzutowy, dogadać się na miejscu ze skorumpowanym przedstawicielem władzy i wszystko winno się udać. Drogie leki trafiają do odbiorców w Europie, nieszczęśni Afrykanie dostaną Ibuprom i wszyscy, no prawie wszyscy będą zadowoleni.
Do tych, którzy mają prawo sobie ponarzekać zaliczają się Marco, były komandos, doglądający interesów na miejscu, oraz Gloria, zatrudniona w Londynie. On ginie w niby przypadkowej bójce, ona rozstaje się z życiem we własnym mieszkaniu, tylko dlatego, że wiedzieli za dużo, ewentualnie ruszyło ich sumienie. Na trop afery równolegle wpada Paul, pracownik Saxon&Pride wyróżniający się uczciwością, rzadko spotykaną wśród białych kołnierzyków, oraz Anna, dziennikarka śledcza z Polski, dla której ta sprawa może być trampoliną do wielkiej kariery.
Kontener doskonale punktuje lęki naszej nieszczęsnej współczesności. Zło lęgnie się w korporacjach, co zauważyli już Grisham z Ellisem, tu pada na koncern farmaceutyczny, czyli instytucję, która w domyśle powinna nieść ulgę potrzebującym. To, że firmy produkujące i dystrybuujące leki są bardziej bezwzględne niż gestapo i inkwizycja razem wzięte, wiemy nie od dziś. Dzięki Chróścickiej prawda ta została wyrażona w polszczyźnie. Afryka z kolei okazuje się doskonałym miejscem do dojenia forsy, tam bieda z nędzą będzie nawet jeśli lepsza część ludzkości doleci do Saturna. Polska jawi się jako kraj postkolonialny pełną gębą, dzikie miejsce pełne bandyckich firm gotowych podpiąć się pod dowolny przekręt. Jeszcze niedawno, w powieściach zachodnich autorów tę rolę pełniły fikcyjne państewka bloku wschodniego, ewentualnie jakieś arabskie kraiki zagubione na pustyni. Nie wątpię, że Chróścicka, w końcu ekspertka od public relations i autorka książki o Aleksandrze Kwaśniewskim, zna się na rzeczy.
Wartość pomysłu, niezaprzeczalna fajność przygód Paula i Anny ulega obniżeniu za sprawą wykonania. Literatura sensacyjna nie wymaga pióra klasy Hemingwaya, ale Kontener momentami przypomina wyjątkowo szczegółowy konspekt, z którego dopiero zrodzi się właściwa powieść. Dialogi mają urok raportu, a autorka czuje się w obowiązku zasypać czytelnika masą szczegółów, najczęściej niekoniecznych. Jeśli któryś z bohaterów upija łyk piwa, zaraz musimy dowiedzieć się, że odstawia butelkę z powrotem na blat, jakby to nie było oczywiste. Opisy zdejmowania ubrań w przedpokoju potrafią zająć i pół akapitu, gdy ktoś z kimś się żegna, koniecznie należy wspomnieć, że podał rękę i rzekł cześć czy coś w tym stylu. Trzysta stron takich wtrętów potrafi odebrać przyjemność lektury. Ale, ale wydawca zapewnia, że mamy do czynienia z sensacyjną filmową historią i trudno się nie zgodzić. Debiutancka powieść Agaty Chróścickiej jest niemal gotowym scenariuszem, podkręcisz dialogi i będzie jak znalazł film, którego cholernie brakuje w Polsce, nasz odpowiednik Firmy czy czegoś podobnego. Autorka zapowiada ciąg dalszy. Więc może… serial?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze