„Toy Story 3”, Lee Unkrich
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuNajbardziej udana część trylogii Toy Story. Pixar rządzi, Pixar po raz kolejny dał czadu. Odważny, szalony, prowokacyjny, pomysłowy i precyzyjny scenariusz. I takiż humor - bezczelny, ostry i jednocześnie zrozumiały dla widza w (dosłownie) każdym wieku. To hit, wakacyjny pewniak, który dostarczy cudownej zabawy.
Powtarzalność sukcesów Pixara powoli staje się przysłowiowa. Główny udziałowiec studia Disney coraz śmielej reklamuje podopiecznych jako "jedyny niezawodny znak najwyższej jakości w amerykańskim kinie". I trudno się z nim nie zgodzić. Ratatuj, Wall-E, Odlot… Można było sądzić, że jeżeli czarodzieje z Pixara na czymś się wyłożą, to właśnie na trzecim Toy Story. Opatrzeni bohaterowie, doskonale znany świat… Ale nic podobnego. Gdybym koniecznie musiał wskazać najbardziej udaną część trylogii Toy Story, byłaby to wchodząca właśnie na nasze ekrany "trójka".
Od premiery pierwszego Toy Story upłynęło 15 lat. I twórcy nie próbują tego przed nami ukrywać. Andy dojrzał, wybiera się właśnie na studia, jego pokój ma zająć młodsza siostra. Trwają wielkie porządki, które nie mogą przynieść niczego dobrego doskonale znanym publiczności na całym świecie zabawkom. Chudy, Buzz Astral, Cienki, Rex, państwo Bulwa trafiają do kartonu. Andy musi zdecydować: karton może znaleźć się na strychu, w zsypie, ewentualnie zostanie oddany do przedszkola. Chłopak decyduje się zachować zabawki, ale w ferworze przygotowań jego mama wystawia pakunek na podjazd dla śmieciarki. Przerażeni bohaterowie (którzy, jak pamiętamy, ożywają, gdy nie są obserwowani) przedostają się do garażu, by ukryć się w bliźniaczym kartonie z napisem "Słoneczko". Jak będą mieli okazję rychło się przekonać, "Słoneczko" to nazwa najbliższego przedszkola.
Nie ma co owijać w bawełnę: Pixar rządzi, Pixar po raz kolejny dał czadu. To studio ma swój charakterystyczny styl. Jego cechy można wymieniać bez końca. Niezwykłe innowacje techniczne, niegdyś pierwsze filmy wykonane tylko przy pomocy komputera, teraz 3D, i nieustający wyścig w coraz bardziej oszałamiająco szczegółowym ukazaniu detali. Na szczęście podopieczni Johna Lassetera (na wpół legendarnego szefa Pixara) nigdy nie zapominają, że to wszystko jest jedynie dekoracją. Za ich sukces od samego początku odpowiadają z jednej strony odważne, szalone i prowokacyjne, z drugiej zawsze pomysłowe i precyzyjne scenariusze. I takiż humor. Niegdyś wywrotowe ambicje pixarowców próbował hamować Disney, ale setki milionów dolarów zysku z każdej kolejnej premiery dawno zamknęły mu usta. I tak od kilku lat twórcy zjednoczeni pod sztandarem podskakującej lampki (doskonale znane logo firmy) owszem: bawią, cieszą i śmieszą, ale też edukują, jak nikt nigdy wcześniej dzieciaków nie edukował. Młody widz musi się tu zmierzyć z tematem śmierci, przemijania, odrzucenia, wykluczenia, chorób. Kosmiczna samotność ostatniego mieszkańca ziemi w Wall-E, śmierć żony siłą ciągniętego do domu starców Carla Fredricksena w Odlocie… Nie inaczej jest i w Toy Story 3. Początek jest mocny, wręcz depresyjny. Zabawki wiedzą, że to ich koniec. Nie są już nikomu do niczego potrzebne, nieubłagany upływ czasu odstawił je na boczny tor. Niebawem prawdopodobnie trafią na śmietnik, a na pewno stracą ukochaną osobę (Andy'ego). Można powiedzieć: to tylko zabawki. Ale ich perypetie bawią widzów od 15 lat, a twórcy z Pixara z każdym filmem są coraz bardziej sugestywni. Możecie mi wierzyć: wrażenie jest naprawdę silne.
Oczywiście: Pixar tworzy wielkie hity. Ich filozoficzno-refleksyjna wymowa łagodzona jest elementami rozrywki. Również perfekcyjnie. Mamy tu więc słynny pixarowski humor. Jak zawsze bezczelny, ostry i jednocześnie zrozumiały dla widza w (dosłownie) każdym wieku. To kolejny sekret ekipy Lassetera. Podczas gdy konkurencja (głównie DreamWorks od czasu Shreka) konsekwentnie nasyca swoje produkcje humorem czytelnym jednie dla dorosłych, twórcy Toy Story dawno uznali wiekowe granice za zbędne. Rozśmieszają wszystkich. Jak im się to udaje, wciąż pozostaje zagadką, ale fakty mówią same za siebie: na widowni zasiadają dzieci, rodzice, dziadkowie, studenci, trzydziestolatkowie… I wszyscy razem pokładają się ze śmiechu. Do tego (jak zawsze) pixarowcy po refleksyjnym otwarciu w pewnym momencie przyspieszają tempo. Pościgi, ucieczki i gonitwy to prawdziwy kalejdoskop. I tak cały czas bawimy się świetnie. Refleksja schodzi na drugi plan, ale pozostaje czytelna. Nie chcę zdradzić zbyt wiele. Dość powiedzieć, że realia przedszkola nam Europejczykom przypomną największą tragedię XX wieku. Amerykańscy animatorzy by przedstawić je dostatecznie sugestywnie, zwiedzali więzienie w Alcatraz… No i finał. Tu właśnie najpełniej widać słynne pixarowskie "dla widza w każdym wieku". Niby happy end, ale każdy: przedszkolak, student, emeryt wyciągnie wnioski. Każdy inne, każdy nie do końca wesołe, ale na pewno ważne. Pożenić disneyowski sentymentalizm z uniwersalną refleksją — to potrafi jedynie Pixar.
Cóż jeszcze mogę dodać? Ci, którzy uwielbiają otwierające seanse Pixara krótkometrażówki, i tym razem nie będą zawiedzeni. Mówiąc wprost: Toy Story 3 to wakacyjny pewniak. Hit, który na wiele tygodni zawojuje listy Box Office, dostarczając nam cudownej zabawy i jednocześnie kpiąc sobie z hollywoodzkiej sztampy. Niegdyś emocje budził pojedynek DreamWorks i Pixara, dziś jest to temat nieaktualny. Ekipa Lassetera zmiotła konkurencję. Połączyła wymogi masowej rozrywki z wysokim poziomem artystycznym. Pixar króluje już tak długo, że zwykła ludzka złośliwość każe nam czekać na ich wpadkę. Na szczęście czekamy bezskutecznie, a kolejne premiery ze świata podskakującej lampki skutecznie zamykają nam usta. Oby tak dalej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze