Zaczyna się od przewartościowana baśniowych standardów. Jest książę, ale bez grosza przy duszy (jako drugi do tronu). Jeździ sobie na pięknym jednorożcu, który okazuje się tchórzliwym koleżką o niewyparzonej gębie. Zadaniem księcia jest oczywiście zabicie smoka, co w gruncie rzeczy ma charakter misji samobójczej, szczęśliwym trafem smok okazuje się sympatyczną gadziną spragnioną towarzystwa, czego nie można powiedzieć o księżniczce, która nim pomiata. Cały, baśniowy skład (czyli smok, jednorożec, książę i księżniczka) wyrusza razem w drogę powrotną, znajdując niejedną okazję do bitki – o wypitce nie ma za wiele, a to dlatego, że Błękitny księżyc jest książką raczej dla młodszych.
Czytelnik fantastyki bez trudu rozpozna te tropy, zdoła wskazać przebieg wypadków, powie, kto zdradził, a kto nie. Urok powieści leży w tych fragmentach, kiedy Green przypomina sobie o swoim poczuciu humoru. Brak mu szaleństwa Douglasa Adamsa czy rozmachu Terry’ego Pratchetta, a różnica pomiędzy nimi jest mniej więcej taka, jak między Monty Pythonem a Benny Hillem. Co z tego? Raz na czas można zobaczyć, jak ktoś obrywa tortem w twarz i pośmiać się szczerze.
Początkowo trudno zrozumieć, na czym polega urok tego czytadła. Aż nagle, olśnienie. Fantasy w założeniu ma mówić o poważnych sprawach językiem baśni, tu poważnych spraw nie ma, została więc baśń, bajka właściwie udająca książkę dla dorosłych. Choć z drugiej strony – na okładce znajdziemy odpowiednio, rycerza, czarownicę (Błękitny księżyc wyszedł w dwóch tomach stanowiących nierozerwalną całość), czyli, być może, to książki dla dorosłych wyglądają jak książki dla dzieci, tu mam książkę dla dzieci, która wygląda jak książka dla dzieci. Tak oszukać!
Można się złościć na Greena, ale Błękitny księżyc spełnia oczekiwania, wzbudzone przez oprawę graficzną i zabawne, stylizowane na słownik napisy na okładce, czyli czyta się sam i jeszcze jest śmieszny. To dużo w naszych ponurych czasach, ale mam jeszcze coś. Jest to jedna z nielicznych książek, którą można wchłonąć bez jakiegokolwiek otrzaskania literackiego, nie trzeba znać nawet Biblii czy lektur szkolnych, wystarczy zestawienie najpopularniejszych charakterów z gier wideo, słowem, Błękitny księżyc nadaje się na pierwszą powieść, jaką przeczytamy w życiu.