„Mężczyzna w oknie”, Kjell Ola Dahl
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuKolejny kryminał zbudowany na traumie Skandynawów związanej z II wojną światową. Tajemnica śmierci starego antykwariusza sięga do czasów, kiedy to naziści urzędowali w Oslo. Ktoś kolaborował, ktoś inny zdradził, ktoś wreszcie próbował przeżyć. A jednak – pół wieku od końca wojny dylematy okupacyjne pozostają żywe.
Piątek trzynastego nie jest szczęśliwym dniem dla starego antykwariusza. Jest też dniem ostatnim: Reidar Folke Jespersen zostaje znaleziony o świcie na wystawie swojego sklepu, sztywny, goły i usmarowany w krzyże, cyfry i literkę. Jak to mówią w moich stronach, ktoś miał na niego złość. Krąg podejrzanych jest szeroki, gdyż Reidar nie był przyjemnym człowiekiem. Niezaspokojona, młodsza żona tęskniła do ramion kochanka. Dwaj bracia wściekli się, gdyż pan Jespersen w ostatniej chwili zablokował sprzedaż antykwariatu. Dawny współpracownik domagał się zwrotu zaległego długu. Wygląda na to, że grono podejrzanych rozszerza się na połowę mieszkańców Oslo. Ale po co było zabijać? Reidar umierał, trawiony chorobą nowotworową. Na te i inne pytania (często związane z kobietami) musi odpowiedzieć melancholijny inspektor Gunnarstranda i jego asystent, Frolich.
Kjell Ola Dahl to nestor skandynawskiego kryminału, a zarazem facet zdolny nadwątlić solidną konstrukcję wzniesioną na pięciuset stronach. Bynajmniej nie mam na myśli zakończenia. Ono akurat jest bardzo w porządku i wynika z doskonale rozplanowanej intrygi. Bohaterowie są pełnokrwiści. Motyw złoczyńcy zasługuje przynajmniej na zrozumienie. Zwracają uwagę żywe, energetyczne dialogi zdradzające komediowe zacięcie autora. Wszystkie te elementy zostały osłabione za sprawą nieznośnego efekciarstwa: Reidar nie może się zwyczajnie pokłócić, musi jeszcze psa kopnąć. Zamiast wspominać bolesną przeszłość, płaci aktorce, aby ją przed nim odtwarzała. Złoczyńca koniecznie musi założyć maskę i tłumaczyć policjantom dlaczego zrobił to, co zrobił w długim, kwiecistym monologu. Dwóch wprawnych gliniarzy, prawdziwych asów, przez trzysta stron nie może się domyślić, że napis na ciele denata prowadzi do cytatu z Biblii. Takich kwiatków jest tam więcej. Gdyby Kjell Ola Dahl był komikiem, zapewne opowiadałby publiczności wyśmienite dowcipy, a potem obrywał tortem i wywracał się na bananie.
Detektyw Gunnarstrada został wyposażony w zestaw cech mających za zadanie wzbudzić automatyczny odruch sympatii w czytelniku, coś w rodzaju literackiego ekwiwalentu osłaniania twarzy, gdy na nią spadamy. Rzeczywiście, działa. Jest uparty, sentymentalny tam gdzie trzeba, inteligentny, lecz nie nachalnie, doskonale wyczuwający ludzi i uroczo nieśmiały względem kobiet, ma też konieczną skazę w postaci nikczemnego wzrostu. Sam polubiłem go z innego powodu, otóż Gunnanstrada pali. Więcej nawet, nieustannie kopci szlugi, nie zwracając uwagi na zakazy i głośne protesty, nawet jeśli takowe wydaje bezpośredni przełożony. Dzieje się to w restrykcyjnej Norwegii! Być może wydawnictwo Czarne powinno umieścić na następnej książce o Gunnanstradzie stosowne ostrzeżenie: KRYMINAŁ TYLKO DLA PALĄCYCH.
Mężczyzna w oknie jest kolejnym kryminałem zbudowanym na traumie Skandynawów związanej z II wojną światową. Mankel w Powrocie nauczyciela tańca opracował Szwedów, tu mamy Norwegię, jakby nie było, kraj Quislinga. Tajemnica śmierci starego antykwariusza sięga do czasów, kiedy to naziści urzędowali w Oslo. Ktoś kolaborował, ktoś inny zdradził, ktoś wreszcie próbował przeżyć. A jednak – pół wieku od końca wojny dylematy okupacyjne pozostają żywe.
Tę żywotność symbolizuje nagi trup na wystawie, umieszczony niczym kolejny eksponat.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze