„Smuga krwi”, Johan Theorin
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuTytułowa smuga krwi to rdzawy pas skały, spotykany na Olandii (Szwecja). Wedle legendy powstała w pradawnych czasach, kiedy elfy i trolle wojowały ze sobą. Pierwszorzędnie nakreślone postaci i interesujące szczegóły z życia na Olandii spaja naiwna intryga kryminalna, na którą nie ma co zwracać uwagi.
Tytułowa smuga krwi to rdzawy pas skały, spotykany na Olandii (Szwecja). Wedle legendy powstała w pradawnych czasach, kiedy elfy i trolle wojowały ze sobą. Teraz od dawna panuje pokój. Trolle przyczaiły się w podziemiach, Elfy przejęły szczyty, ale wśród ludzi bywają rzadko. Wędrują sobie między światami i ledwo znajdują czas na zabieranie drobnych przedmiotów pozostawianych przez wyznawców, w ramach ofiary.
Do Holandii przybywa Per Moerner, człowiek któremu życie nie wyszło. Z dawno przebrzmiałego małżeństwa ma dwoje dzieci. Syn interesuje się głównie graniem na gameboy’u, za to córka toczy nierówną walkę o życie ze śmiertelną chorobą. Per zarabia jako ankieter telefoniczny, co trudno uznać za życiowy sukces w wypadku czterdziestolatka. Spełnia też wszelkie stereotypy odnośnie Skandynawów. Jest dobroduszny, lecz zamknięty w sobie, wycofany i długo obraca słowa w głowie, nim zdecyduje się je wypowiedzieć. Wciągnięty w wir niebezpiecznych wydarzeń przypomina niedźwiedzia w środku burzy śnieżnej.
Ojciec Pera był jego przeciwieństwem. Najpierw szmuglował świerszczyki z Danii do Szwecji, a gdy rząd w Sztokholmie zalegalizował pornografię, tatko objawił się filmowcem i kręcił ślizgacze hurtowo, za to nie dbając o zabezpieczenie aktorów. Niebawem wyrósł na magnata branży erotycznej i zyskał sławę w całej Skandynawii. Starość nie okazała się dla niego łaskawa. Internet okazał się niezbyt łaskawy dla pornograficznych dinozaurów, potem posypało się zdrowie, zdarzył się jeszcze pożar studia. Niedawny król życia jest gasnącym starcem o pokrętnym umyśle, złośliwym dziadem, zdolnym wypowiadać zaledwie parę słów. Dręczy syna, rujnuje sąsiedzkie przyjęcia – doprawdy nietrudno zrozumieć, czemu ktoś dybie na jego życie.
Ważną postacią na olandzkim pejzażu jest Gerlof, marynarz po osiemdziesiątce, który odmówił łagodnego konania w domu starców i wrócił do siebie, żeby umrzeć na swoich zasadach. A kto wie, może pożyje jeszcze trochę? Póki co jest dobrym, siwym duchem na wyspie, chętnym do rozmowy, czy nawet pomocy na miarę swoich możliwości. Ma też swoją tajemnicę. Jego zmarła żona pozostawiła dzienniki, prosząc wyraźnie o ich spalenie. Gerlof tego nie uczynił i czyta potajemnie, choć nikt nie może go przyłapać na tej niestosownej czynności. Odkrywa, że zmarła miała swoją tajemnicę. Niby nic szczególnego, każda żona ma taką. Ale żeby zaraz spotykać się z najprawdziwszym trollem?
Obrazu dopełnia Vendela, żona popularnego autora poradników, oczywiście egoistycznej, pretensjonalnej szui bez grosza talentu. Mało tego, Vendela pisze za niego te książki i pozwala chodzić mu w chwale. Dziewczynką będąc, pasała krowy na Olandii i weszła w sekretne konszachty z elfami odwiedzającymi pewien szczególny kamień. Można by to złożyć na karb młodości, gdyby nie fakt, że trzyma się tych złudzeń. Zresztą jej małżeństwo jest tak okropne, że aż prosi się o interwencję sił nadprzyrodzonych.
Te pierwszorzędnie nakreślone postaci i interesujące szczegóły z życia na Olandii spaja naiwna intryga kryminalna, na którą nie ma co zwracać uwagi.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze