„Auta 2”, John Lasseter, Brad Lewis
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuWściekle efektowna demonstracja możliwości współczesnej animacji. O takim natężeniu pościgów, kraks, eksplozji, szalonych montaży i zbliżeń, strzelanin, akrobacji do tej pory można było pomarzyć. Stąd ogląda się drugie Auta z niekłamaną frajdą. Ale brakuje tu tego, za co dorośli fani pokochali animacje Pixara: brawury, bezczelności, świadomego łamania granic i przekraczania dopuszczalnych norm. Nawet końcowy morał to czysty Disney: bądź sobą, zaakceptuj siebie.
O złotej erze amerykańskiej animacji, wiodącej roli studia Pixar, a nawet o niepokojącej zapowiedzi całej serii pixarowskich sequeli pisaliśmy już na tych łamach wielokrotnie. I faktycznie: kontynuacje dawnych przebojów mogą być pierwszym syndromem schyłku jak dotąd niepokonanej ekipy Lassetera. Bo Pixar owszem, odpowiada za animowaną rewolucję technologiczną, łączy pokolenia serwując humor dla dorosłych itd. Ale zwyciężał, bo zaskakiwał, a nawet bulwersował. Jako pierwszy zaserwował najmłodszym widzom rozważania na temat śmierci, samotności, przemijania (Odlot, Wall-E). Zawsze sięgał po odważne, bez mała pythonowskie scenariusze (Ratatuj, Potwory i spółka). Realizując sequele pixarowcy z założenia rezygnują ze swojej najgroźniejszej broni. Bo nawet najbardziej ekscentryczny pomysł w kolejnej odsłonie nie będzie miał dawnej świeżości, nie zaskoczy już tak bardzo jak pierwowzór.
Pierwsza odsłona przygód gadających samochodów była w kolekcji Pixara produkcją najbardziej (pospołu z Gdzie jest Nemo) konwencjonalną i komercyjną. Już w jedynce brakowało anarchistycznego ducha charakterystycznego dla ekipy Lassetera. W dwójce, po kapitalnym, nawiązującym do Jamesa Bonda otwarciu, witamy dawno niewidzianych bohaterów. I rzeczywiście: jest miło, ale gadające samochody już nie cieszą tak jak kiedyś. Twórcy próbują wypełnić tę lukę gnając na złamanie karku, nie dając nam chwili oddechu. Auta 2 to wściekle efektowna demonstracja możliwości współczesnej animacji. O takim natężeniu pościgów, kraks, eksplozji, szalonych montaży i zbliżeń, strzelanin, akrobacji itd. autorzy tradycyjnej, aktorskiej fabuły mogą jedynie marzyć. Stąd ogląda się drugie Auta z niekłamaną frajdą. Ale tym razem Pixar osiąga swój efekt mówiąc językiem hollywoodzkich superprodukcji, które jak do tej pory wytrwale kontestował.
W dodatku w naszpikowanej bajerami dwójce gubi się gdzieś charakterystyczna dla Lassetera precyzja scenariusza, dbałość o sens i wymowę całości. Po trosze ratuje sytuację zdecydowanie ciekawsza druga połowa filmu. Kamera opuszcza walczącego o światowe grand prix producentów ekopaliw McQueena. Na pierwszy plan wychodzi przypadkowo wplątany w międzynarodową aferę fajtłapowaty Złomek. Zmagania samochodowych tajnych służb specjalnych nasycono subtelną parodią kina szpiegowskiego, pojawiają się zabawne cytaty, sympatyczni nowi bohaterowie (fenomenalny Francesco Paltegummi)… ale niedosyt pozostaje. Bo brakuje tu tego, za co dorośli fani pokochali Pixara: brawury, bezczelności, świadomego łamania granic i przekraczania dopuszczalnych norm. Nawet końcowy morał to czysty Disney sprzed półwiecza: bądź sobą, zaakceptuj siebie itd. Jakby Pixar nagle przypomniał sobie o najmłodszych widzach. Tyle, że tych ostatnich dawno już przejął konkurencyjny, dalece bardziej infantylny DreamWorks.
Oczywiście kolorowy kalejdoskop Aut 2 ogląda się nader przyjemnie. Film od kilku tygodni prowadzi w amerykańskim Box Office i ogólnie jest to kawał przyzwoitej kinowej rozrywki. Ale też najsłabszy film w całej dotychczasowej historii Pixar. Gdyby jeszcze był to jednorazowy wyskok. Ale w kolejce czekają Potwory i spółka 2, Iniemamocni 2… Wielokrotnie wątpiłem w dalszy rozwój ekipy Lassetera (w końcu jak długo można być na szczycie) i jak dotąd zawsze się myliłem. Oby tak było i tym razem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze