„Zabili mnie we wtorek”, Piotr Wereśniak
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuAutorem tej książki jest współtwórca znanych seriali telewizyjnych: Na dobre i na złe, M jak miłość, Kryminalni i Barwy szczęścia. Powieść przypomina scenariusz dobrego filmu akcji. Rozdziały mają dwie lub trzy strony długości, a każdy poświęcony jest innemu bohaterowi lub wydarzeniu. Dlatego czyta się ją jednym tchem.
Autorem tej książki jest współtwórca znanych seriali telewizyjnych: Na dobre i na złe, M jak miłość, Kryminalni i Barwy szczęścia. Piotr Wereśniak znany jest także ze swego scenariusza do Killera Juliusza Machulskiego. Tym razem specjalista od filmu zadebiutował jako powieściopisarz. Jego książka Zabili mnie we wtorek jest równie dobra, co jego scenariusze. I bardzo do nich podobna. Czytając powieść Wereśniaka mamy wrażenie, że została napisana po to, by przenieść ją na szklany ekran, oczywiście po kilku niezbędnych poprawkach. Niestety Piotr Wereśniak, mimo dziesięcioletniego doświadczenia w branży filmowej, nie ustrzegł się błędów. Otóż niektórym scenom zabrakło logicznego uzasadnienia, a i zakończenie można by poddać drobnym retuszom. Trzeba jednak przyznać, że Zabili mnie we wtorek to książka, którą warto mieć na półce. Bez względu na to, czy jest się wielbicielem kryminałów czy nie.
Głównym bohaterem powieści Wereśniaka jest Maciej Szuman – szara eminencja europejskiego świata przestępczego – człowiek, który „inwestuje” w Polsce nielegalne pieniądze. Z jego usług korzystają najczęściej typowi „biznesmeni”, zajmujący się zorganizowaną przestępczością. Szuman prowadzi dostatnie życie: jeździ markowym autem, nosi modne ubrania, stać go na najlepszej jakości narkotyki. Mówiąc w skrócie: jest najlepszy w swoim fachu. W tak zwanym legalnym biznesie jest dziś więcej brudnej kasy niż w narkotykach czy złodziejstwie. - twierdzi bohater. — Bronią handlują głównie rządy, mafie są kontrolowane przez służby specjalne, lokalne wojny finansuje się z narkotyków sprzedawanych na innym kontynencie. Zajmowałem się po prostu inwestowaniem pieniędzy… i nigdy nikogo nie oceniałem.
Ale ktoś wydaje wyrok na Macieja Szumana: „Bankier”, bo tak go nazywają, zostaje postrzelony przed jednym z warszawskich hipermarketów. I tylko dzięki temu, że wcześniej zażywa sporą dawkę kokainy, udaje mu się przeżyć. A to uruchamia lawinę wydarzeń, w które zaplątany zostaje zamachowiec, wysoko postawieni oficerowie wywiadu wojskowego, agent KGB, turecki biznesmen oraz kandydat na premiera. Listę osób, którym zależało na śmierci Szumana, można by wydłużać bez końca. Istotne jest to, że Bankier wyszedł cało z zamachu i zrobi wszystko, by odnaleźć swoich wrogów. Pomagać mu będzie człowiek, który do niego strzelał.
I tu tkwi pierwszy mankament powieści Piotra Wereśniaka. Zastanawiająca jest motywacja, dla której bezwzględny zawodowy morderca chce pomagać swojej ofierze, zamiast po raz kolejny wykonać na niej wyrok. Drugi błąd tkwi w scenie odbicia z rąk porywaczy dziewczyny Szumana, „Miłej”. Mimo że Wereśniak w odpowiedni sposób buduje napięcie (rzecz dzieje się w lesie podczas śnieżnej zawieruchy, a Kryty ma karabin snajperski z noktowizorem i nie może być pewny swojego strzału), scena kończy się w najgorszy możliwy sposób, a jej sens zostaje wyjaśniony dopiero w następnym rozdziale.
Jest jeszcze jedna wada powieści Piotra Wereśniaka: za mało w niej scen walki. Chociaż mamy do czynienia z zawodowymi mordercami i agentami rosyjskiego wywiadu, bohaterowie preferują rozmowy (bez przekleństw) i groźne spojrzenia, a nie wymianę strzałów. Oczywiście znacznie ciekawsze są inteligentne powieści kryminalne, w których intryga, a nie przemoc, jest elementem dominującym, ale nic tak nie podnosi napięcia jak odpowiednio umotywowana zbrodnia, której czytelnik zupełnie się nie spodziewa.
Trzeba jednak przyznać, że od Piotra Wereśniaka współcześni autorzy kryminałów mogliby się wiele nauczyć. Chociażby tego, w jaki sposób rozwijać akcję tak, by czytelnik ani przez moment nie czuł znużenia. Wereśniak osiąga to w prosty sposób: rozdziały jego książki mają dwie lub trzy strony długości, a każdy poświęcony jest innemu bohaterowi lub wydarzeniu. Właśnie dlatego powieść Zabili mnie we wtorek przypomina scenariusz dobrego filmu akcji. Dlatego czyta się ją jednym tchem. Mimo błędów, które zdarzają się każdemu debiutantowi.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze