"Bestia", Marek Świerczek
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuGatunkowo „Bestia” przynależy do horroru, choć dowiadujemy się, że przekracza ramy swojego gatunku. Ale jeśli przyjrzymy się tej sympatycznej książce, okaże się, że mamy do czynienia z historycznym kryminałem z doklejonym wątkiem niesamowitym – wystarczy zmienić bestię na człowieka, ograniczyć liczbę oraz drastyczność zbrodni i otrzymamy rzecz o zupełnie innej klasyfikacji gatunkowej, przy zachowaniu tej samej linii fabularnej.
Ostatni akt powstania styczniowego. Kapitan Julian Basowski to człowiek zasadniczy i łatwo pakujący się w kłopoty – gdy go poznajemy, akurat dziurawi szablą bezczelnego carskiego oficera. Aby odzyskać łaski, musi — chcąc nie chcąc — pojechać na prowincję i tam rozgryźć sprawę tajemniczych śmierci rosyjskich sołdatów. Giną za sprawą jakiegoś wielkiego zwierzęcia, najpewniej wyjątkowo inteligentnego niedźwiedzia. Ale jaki niedźwiedź wybiera ofiary pod kątem narodowości i zawodu? Miejscowi oczywiście znają odpowiedź – to wurdulak, wilkołak, powstały z grobu miejscowy szlachcic mszczący się za straszliwą zbrodnię z początku powstania.
Basowski podchodzi do sprawy z racjonalizmem carskiego oficera, co jest o tyle trudne, że sam wykazuje się zdolnością prekognicji, a nim znajdzie odpowiedź, zdąży wejść w konflikt z brutalnym majorem, wypić trochę z wesołymi kolegami, zakochać się i przekonać wszystkich, że można być Polakiem z serca, przekonania i jednocześnie walczyć w służbie polskiego króla (konkretnie cara Aleksandra) przeciwko powstaniu styczniowemu.
No i mamy kolejny polski horror, po „Domofonie” Miłoszewskiego, „Księdze jesiennych demonów” Grzędowicza i kilku innych pozycjach, tym razem podany w historycznym kostiumie, co odczytuję jako ukłon w stronę starej, dobrej opowieści grozy - „Rodziny wilkołaka” Aleksego Tołstoja czy „Wija” Mikołaja Gogola. Świerczek usiłuje przywołać atmosferę tamtej prozy, nieco nostalgiczną, pełną tajemnic. Ale korzenie „Bestii” tkwią przede wszystkim w filmie, zbliżając książkę pomysłem i atmosferą do „Jeźdźca bez głowy” Tima Burtona (wątek głównego bohatera zesłanego na prowincję i racjonalizującego niesamowite wydarzenia wbrew wszystkiemu, łącznie z własną przeszłością) oraz „Braterstwa wilków” Christophera Gansa (sama bestia). Całości dopełniają cytaty z romantyków, podane wprost lub wplecione w dialogi bohaterów.
Zachodni horror już dawno przepracował wątki, które podejmuje Świerczek, unowocześniając formułę w duchu powieści obyczajowej (Stephen King) lub mistyki seksualnej, więc „Bestię” można odebrać jako próbę pracy u podstaw, zapełnienia białych plam w historii naszej literatury fantastycznej – książka mogła powstać spokojnie w międzywojniu, a sam autor biedowałby sobie ze Stefanem Grabińskim. Mam nadzieję, że Świerczkowi biedowanie nie grozi, bo „Bestia” jest doskonałym czytadłem, świetnie skomponowanym, pogłębionym zresztą przez rozgrzebanie żywych wciąż wątków patriotycznych i narodowych. Szkoda jedynie, że momentami autor wpada w banał i stereotyp – zły major jest rzeczywiście zły aż do odrealnienia – rozczarowanie pojawia się też na ostatnich stronach, gdy okazuje się, że wszystkie zakręty fabuły naprawdę wiodły do banalnego zakończenia.
Gatunkowo „Bestia” przynależy do horroru, choć dowiadujemy się, że przekracza ramy swojego gatunku. Odnoszę wrażenie, że Świerczek obwąchuje gatunek, poznaje, chodzi na randki, ale obawia się tę miłość skonsumować. Zarzutu z tego czynić jednak nie należy, ponieważ wątpię, by w archiwach wydawnictwa Otwartego leżał cyrograf zmuszający debiutantów do uprawiania grozy. Ale jeśli przyjrzymy się tej sympatycznej książce, okaże się, że mamy do czynienia z historycznym kryminałem z doklejonym wątkiem niesamowitym – wystarczy zmienić bestię na człowieka, ograniczyć liczbę oraz drastyczność zbrodni i otrzymamy rzecz o zupełnie innej klasyfikacji gatunkowej, przy zachowaniu tej samej linii fabularnej.
To jednak spór dla teoretyków literatury popularnej, którzy być może sięgną po powieść świadomi, że pojawiła się nowa propozycja gatunkowa. W zalewie dopisków do Marka Krajewskiego i tandetnej fantastyki przygodowej lektura „Bestii” mimo pewnych niedociągnięć i archaiczności jest jak powiew świeżego powietrza w stęchłej bibliotece.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze