"Miłość", Toni Morrison
ANNA GIDYŃSKA • dawno temuCi, którym się wydaje, że wobec powyższego książka traktuje o namiętności starszego pana do młodziutkiej dziewczyny, z plastycznymi opisami, jakich Hustler by się nie powstydził, mogą się rozczarować. Owszem, niektóre postaci w książce uprawiają seks, ale nie o to tutaj chodzi. Tytułowa miłość to uczucie, które łączy dwie stare kobiety, mieszkające pod jednym dachem i wzajemnie uprzykrzające sobie życie. To jest opowieść o nich.
Miłość to najbardziej ograne słowo na świecie. Wyznajemy miłość lodom czekoladowym, wzorem naszych amerykańskich przyjaciół rzucamy “kocham cię” w słuchawkę po skończonej rozmowie o rodzaju pierogów na kolację i obrywamy płatki nagietków, wróżąc “kocha – nie kocha”. Toteż taki tytuł książki z jednej strony wzbudza podejrzenie, że oto w nasze ręce trafia kolejna literacka szmira, traktująca o miłości z przeszkodami, z obowiązkowym happy endem na tylnym siedzeniu Chevroleta. Z drugiej strony, rzut oka na nazwisko autorki uspokaja – Toni Morrison jest laureatką literackiej Nagrody Nobla (1993), więc raczej wątpliwe jest, żeby zaserwowała nam gniota, którego obecność na półce zakłóci wiarę gości w nasz dobry gust.
Zaczynam lekturę książki od streszczenia na tylnej okładce. Może to głupie, ale lubię znać choć zarys fabuły. Historia bezsprzecznie traci w ten sposób jakiś element zaskoczenia, lecz po prostu nie umiem się od tego odzwyczaić. Wzmianka o tym, jak dziadek jednej z bohaterek pojął przyjaciółkę wnuczki za żonę, trochę mnie zdumiała, ale stwierdziłam, że trzeba tym bardziej tę książkę przeczytać.
Nie ma w tym jednak nic z radości życia filmowych zgryźliwych tetryków, granych brawurowo przez Waltera Matthaua i Jacka Lemmona. Te kobiety sprawiają sobie przykrości, mimo że mieszkają pod jednym dachem. Każda z nich chce znaleźć zaginiony, legendarny testament dziadka jednej, a męża drugiej Billa Coseya. Żona – po to, aby na jego mocy stać się prawną właścicielką domu i kurortu, wnuczka – aby utrącić dążenia pierwszej. Dlaczego przyjaciółki z dzieciństwa stanęły przeciwko sobie? Co się z nimi działo przez wszystkie lata? Misternie spleciona, wieloosobowa narracja pozwoli nam się tego dowiedzieć. Mimo że sam nie może przemówić zza grobu, występując we wspomnieniach w historiach innych, ważnym bohaterem jest Bill Cosey – czarnoskóry restaurator i właściciel prosperującego świetnie kurortu. Ojciec i dziadek, mąż i kochanek, przyjaciel i wróg – każdy widzi go w inny sposób, za co innego go kocha, a nienawidzi za coś jeszcze innego.
Toni Morrison nie skupia się tylko na postaciach pierwszoplanowych. Każdy bohater z drugiego, a nawet trzeciego planu jest człowiekiem z historią. Zresztą, kto tak naprawdę stoi na pierwszym, a kto na ostatnim planie? Pojawiająca się sporadycznie w relacjach innych postać tak naprawdę wie wszystko i o wszystkim pamięta.
“Miłość” Morrison można przeczytać kilka razy. Pierwszy raz – aby zgłębić fabułę. Drugi – aby wychwycić smaczki w rozmowach, w zachowaniach, we wspomnieniach postaci. Niewielka, niezbyt gruba książka może wciągnąć i zdumiewać wiele razy, chociaż na pozór to tylko historia dwóch starych, zmęczonych kobiet, które przeżyły życie według czyjegoś, a nie własnego planu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze