"Zemsta kobiety w średnim wieku", Elizabeth Buchan
ANNA MARIA GIDYŃSKA • dawno temuJak wygląda wymarzone życie większości kobiet? Płomienny romans uwieńczony małżeństwem, kochający i kochany mąż, dwójka udanych dzieci, piękny dom, satysfakcjonujący zawód i przyjazna atmosfera w pracy. Rose z książki "Zemsta kobiety w średnim wieku" ma to wszystko. Niestety jednak, kochający mąż robi się coraz mniej kochający, dzieciom w życiu układa się różnie, przyjaciółka z pracy zaczyna rzucać jakieś dziwne hasła - słowem, zaczyna się dziać źle.
Autorka książki do spółki z edytorem wydania nie pozostawiają tu zbyt wiele dla wyobraźni — z kilku zdań opisu na tylnej okładce łatwo się domyśleć, co się wydarzyło i co z tym pocznie Rose.
Tytułowa zemsta nie jest jednak krwawą vendettą ani podłym, przemyślanym, długofalowym dowcipem, jak w którymś amerykańskim filmie. Zemstą jest zostanie przy zdrowych zmysłach, jest wstawanie z łóżka każdego dnia, jest znalezienie sobie pracy, jest wszystko to, co składa się na dobre życie. W retrospekcyjnych przebłyskach często przeplatających się z opisem teraźniejszych perypetii Rose, widzimy to, co ją ukształtowało, co wpłynęło na jej związek z mężem — a jest to wielce burzliwy i na wskroś romantyczny (romantyzmem Giaura, nie pastereczki i baranków) związek z podróżnikiem i odkrywcą, zakończony w sposób najgorszy z możliwych.
Autorka w bardzo delikatny sposób pokazuje, że nie ma czarno-białych wyborów. Nikt nie jest jednoznacznie zły ani jednoznacznie dobry. Pochłonięta karierą Alice poniewczasie odkrywa, że to, co do tej pory odrzucała, było dla niej ważniejsze niż kontrakty, procenty i lokaty. Nieprzystosowany społecznie, hippisowaty Poppy zaskakująco szybko odnajduje się w roli ugarniturowanego młodego wilka w korporacji, a rozbijająca małżeństwo młoda kochanka, której tożsamość czytelnik odgaduje o wiele wcześniej, niż udaje się to Rose, zaczyna borykać się z problemem bezpłodności.
Gdyby to było klasyczne czytadło-romansidło, historia zdradzonej i porzuconej żony skończyłaby się niechybnie śmiertelnym zejściem niedobrego męża, odziedziczeniem przez porzuconą spadku godnego naftowego szejka oraz sceny finałowej w romantycznej scenerii z miłością z lat młodzieńczych. Pozostałe dramatis personae połączyłyby się w pary i wszyscy żyliby długo i szczęśliwie. Tutaj nie jest tak prosto. Nikt nie wychodzi bez uszczerbku z tej bitwy, którą jest życie. Elizabeth Buchan nie pisuje jednak abstrakcyjnych romansideł, ale książki z gatunku "o życiu", mocno zbieżne z tym, co same znamy. Tym bardziej cenne są spostrzeżenia autorki, wygłaszane przez bohaterów jej książki. Warto się z nimi zapoznać — nie są może uniwersalne, bo nie każdy odnajdzie tu siebie i swój problem życiowy, ale to lepsze niż lektura ogłupiających, taśmowo produkowanych poradników albo rozwiązywanie testów w rodzaju "czy masz osobowość psychopatyczą, czy maniakalno-depresyjną" w pismach kobiecych. Jeśli nawet książka Elizabeth Buchan nie wskaże nam nowej drogi życia, to z pewnością zapewni godziwą rozrywkę na kilka wieczorów. A to, moim zdaniem, jest bardzo dobry wstęp do zmiany swojego życia na lepsze.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze