"Starsza pani musi zniknąć", reż. Danny DeVito

Czarna, niesmaczna i o dziwo — miejscami zabawna — komedia, której twórcom zabrakło jednak pomysłówi odwagi w okolicach końca.

Danny DeVito zadebiutował w kinie jako reżyser filmem "Wyrzuć mamę z pociągu"i "Starsza pani musi zniknąć" jest niejako powtórką z tamtego filmu, skrojoną niestety dla małowybrednej publiczności; cięte dialogi i dystans do całej historii zastąpiła nieznośna dosłowność.Nie da się jednak nie zauważyć, że DeVito — reżyser (w samym filmie nie występuje, jest tylko narratorem,co również stanowi nawiązanie do jego poprzednich reżyserskich dokonań; "Wojny państwa Rose", czy "Matyldy")świetnie czuje się w takich klimatach i dzięki jego wyczuciu film ogląda się naprawdę dobrze — tempoznacząco nie siada przez trzy czwarte ekranowego czasu, do tego trzeba dodać kilka nadzwyczaj udanych scen.

Aktorsko film jest na przeciętnym, niezłym poziomie, w zasadzie role są trzy — Ben Stiller, niezawodnyfilmowy magnes, nie zmienia swojego wizerunku, wciąż jest wzbudzającym sympatię nieudacznikiem,dlatego fani jego poprzednich filmów powinni i na tym się nieźle bawić, a Drew Barrymore chybaprzekonała się do ról zwyczajnych kobiet, które wychodzą jej paradoksalnie najlepiej.Na uwagę zasługuje Eileen Essel, jest świetna, chociaż na tyle sympatyczna, że nie wzbudza w widzu morderczych instynktów.Ciekawostką jest, że zadebiutowała dopiero dwa lata temu i to w równie niepoważnym "Ali G".

Na lekki wiosenny wieczór w większym gronie "Starsza pani musi zniknąć" powinien się sprawdzićznakomicie, w innym przypadku będzie miał raczej niewiele argumentów na swoją obronę.