„Ścigana”, Steven Soderbergh
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuNa ekranie paradują Antonio Banderas, Michael Douglas, Ewan McGregor, Michael Fassbender czy Mathieu Kassovitz. Komicznie wypada na ich tle główna bohaterka: pozbawiona talentu i umiejętności aktorskich mistrzyni stylu Muay Thai, niepokonana na ringu zawodów MMA, Gina Carano. Film jest nudny i nie jest w stanie zadowolić ani fanów Soderbergh’a; ani zwolenników filmów typu: Transporter, Adrenalina.
Soderbergh wyraźnie przechodzi kryzys. Przez wiele lat był swoistym fenomenem. Udawało mu się dosłownie wszystko. I tzw. kino festiwalowe (Seks, kłamstwa i kasety wideo, Kafka) i ambitny mainstream (Traffic, Erin Brockovich) i może czasem zbyt prosta, ale zawsze najwyższej klasy komercja (Ocean’s Eleven). Tym trudniej zaakceptować ostatnie jego filmy: przeraźliwie nudny dyptyk o Che Guevarze czy nadęte, wyzbyte nerwu Contagion – Epidemia strachu. Ścigana nie przynosi poprawy sytuacji. Owszem, czuć tu pierwszorzędne rzemiosło, ale całości niebezpiecznie blisko do bessonowskich wygłupów w stylu Transportera i Taxi.
Streścić Ściganą naprawdę niepodobna, bo Soderbergh stawia na złożoną, wielowątkową intrygę. Na pozór ciężko się w niej połapać. Ale jedynie na pozór, bo tak naprawdę twórcom idzie tu jedynie o uzyskanie wrażenia wściekle dynamicznego kalejdoskopu zdarzeń. Wiarygodność czy spójność są już dalece mniej istotne (i między nami mówiąc raz po raz zwyczajnie nieobecne). Piękna agentka CIA, Mallory Kane (Gina Carano) jest tzw. specjalistką od brudnej roboty. Poznajemy ją, kiedy odbija chińskiego dysydenta z rąk ukrywających się w Barcelonie zakładników. Chwilę później Mallory sama staje się celem polowania: wie zbyt wiele, jest niebezpieczna tak dla swoich zleceniodawców, jak i dla konkurencji.
Niektórzy oglądają soderberghowską komercję, by nacieszyć oczy widokiem gwiazd. I Ci zawiedzeni nie będą, bo na ekranie paradują m.in. Antonio Banderas, Michael Douglas, Ewan McGregor, Michael Fassbender czy Mathieu Kassovitz. Inna sprawa, że komicznie (czytaj: żałośnie) wypada na ich tle główna bohaterka: pozbawiona talentu i umiejętności aktorskich mistrzyni stylu Muay Thai, niepokonana na ringu (znanych z brutalności) zawodów MMA, Gina Carano. Jej aktorskie braki Soderbergh próbuje równoważyć swoimi charakterystycznymi trikami: efektownie łamie chronologię, nieustannie sięga po retrospekcje, fotografuje poprzez rozmaite filtry, a dynamikę podbija pierwszorzędną, wywodzącą się z połączenia funku, psychodelii i orientalnych brzmień, bardzo rytmiczną muzyką. Tyle, że efektu świeżości nie osiąga: doskonale znamy to wszystko choćby z Ocean’s Eleven. I tak z czasem coraz bardziej drażni bzdurny scenariusz, pasujące tu jak pięść do oka próby zagrań stricte artystycznych (estetyzowanie obrazu), mechaniczne upychanie kolejnych scen walk (bo tym razem wybitnych aktorów Soderbergh wykorzystał jedynie jako (dosłownie) chłopców do bicia). Najgorsze, że Ścigana jest najzwyczajniej nudna. Bo Soderbergh nie umie wejść w żenadę a’la filmy z Jasonem Stathamem (Adrenalina). Próbuje to wszystko ratować, podpiera się kompromisem, unika nazbyt już bzdurnych, a charakterystycznych dla tego gatunku podniebnych akrobacji, eksplodujących budynków, zabójców biegających po pionowych ścianach itd. Takich zagrań już się wyraźnie wstydzi. W efekcie Ścigana nie jest w stanie zadowolić ani fanów Soderbergh’a; ani zwolenników wspomnianych tutaj Transporterów i Adrenalin.
Pozostaje mieć nadzieję, że to jednorazowy wybryk, kaprys powodowany chłopięcą nostalgią, ewentualnie czysto zarobkowa chałtura. Bo Soderbergh deklarował znudzenie kinem. Contagion miał być ostatnim jego filmem, dalej autor Traffic planował zająć się m.in. malarstwem. I jeżeli ma być kolejnym po Bessonie mistrzem, który nawraca się na komercyjną papkę dla nastolatków, może niech lepiej rzeczywiście chwyci za pędzle i sztalugę. Bo fotografuje wyśmienicie i wrażliwość wizualną ewidentnie ma.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze