„Londyńczycy”, Ewa Winnicka
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuZbiór absolutnie fascynujących historii, gdzie groza i nagromadzenie nieszczęść miesza się z bezpretensjonalnie śmiesznymi fragmentami. Parę lat temu na śmietniku w Brixton znaleziono trzy tysiące fotografii z lat pięćdziesiątych. Te zdjęcia stały się punktem wyjścia dla opowiadanych historii. Ewa Winnicka ruszyła tropem i dotarła do świadków.

Kto by pomyślał, że historyczne relacje pomiędzy Polską a Anglią są tak skomplikowane? Choć lepiej byłoby powiedzieć relacje między Polakami i Anglikami.
Londyńczycy Ewy Winnickiej są zbiorem absolutnie fascynujących historii, gdzie groza i nagromadzenie nieszczęść miesza się z bezpretensjonalnie śmiesznymi fragmentami. Poznajemy, na przykład, karkołomną próbę uczynienia brytyjskiego diuka królem Polski. Ów diuk był niesłychanie wesołym człowiekiem, dawał czadu jak w białostockim, niestety przejawiał dziwną sympatię do Adolfa Hitlera. Koniec końców, śmierć w wypadku samochodowym przekreśliła plany koronacyjne.

Ale największe wrażenie robi epizod poświęcony polskim rezerwom w złocie, wywiezionym z kraju u schyłku kampanii wrześniowej. Wojenne losy tego skarbu nadawałyby się na film przygodowy z Harrisonem Fordem w roli głównej. Film ów, w drugiej połowie lat czterdziestych zmienia się w czarną komedię. A Ewa Winnicka gra na dysonansach i zarządza czytelniczymi emocjami, zmuszając to do śmiechu, to do płaczu, ewentualnie cichego pisku pełnego trwogi.
Dominuje poczucie zawiedzionych nadziei. Londyn nas zawiódł na wiele rozmaitych sposobów. Wysiłek w czasie kampanii wojennych nie doczekał się należytego uznania. Brytyjki, rozmiłowane w polskich żołnierzach prędko przerzuciły się na Amerykanów, zaś występny diuk polską koroną wzgardził. Niedawni bohaterowie imali się podłych zajęć, żony generałów myły podłogi w ubikacjach. Istnieje prawdopodobieństwo, że emigranci XXI wieku również lubią ponarzekać na swój los.
Ale zawiedliśmy również siebie nawzajem: generał Anders porzucił swoją żonę dla młodszej. Góry złota ocalone z Polski koncertowo przefukano. Zorganizowana pod auspicjami Kościoła szkoła dla dzieci emigrantów została zaprzepaszczona bez żadnego wyraźnego powodu. Życie polityczne rozpadło się na wiele tworów o charakterze kanapowym, czy też kanapkowym – w latach pięćdziesiątych co poniektórzy chodzili głodni. Wzajemne pretensje są jednak łagodzone poprzez zjawiska drobne, lecz o niewątpliwym uroku: ognistych romansów w środowisku brytyjskiej Polonii nigdy nie brakowało. A opowieść o życiu syna oficera, aktualnie postrzelonego milionera, który dorobiwszy się na handlu zdjęciami Leonardo DiCaprio, następnie zbudował sobie pałac w stylu francuskim, sprawia, że uśmiech nie schodzi z twarzy czytelnika od pierwszego do ostatniego akapitu.
Interesujący jest również sposób, w jaki Londyńczycy powstawali. Parę lat temu na śmietniku w Brixton znaleziono trzy tysiące fotografii z lat pięćdziesiątych. A na nich, przedstawiciele emigracji czasu wojny, uchwyceni w różnych przejawach aktywności życiowej. Te zdjęcia – wyobrażające znanych i nieznanych – stały się punktem wyjścia dla opowiadanych historii. Ewa Winnicka ruszyła tropem, dotarła do świadków, pogrzebała w książkach, być może nawet nazmyślała troszeczkę. Nie mam pojęcia. Ale co tam! Jeśli ktoś tak pisze, może sobie zmyślać do woli.

Najnowsze

Domowe dania jednogarnkowe na chłodne dni
MATERIAŁ PROMOCYJNY
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze