„Siedem lat później”, Emily Giffin
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuRomans - to dobry temat na powieść obyczajową, szczególnie adresowaną do inteligentnych, wrażliwych kobiet. Najnowsza propozycja Giffin nie należy jednak do najlepszych. Owszem, jest w niej ciekawy pomysł, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. W trakcie lektury wydaje nam się, że zaraz coś się zacznie dziać, a tu jesteśmy na sto dziewięćdziesiątej stronie i... nic.
Emily Giffin należy do popularnych i poczytnych autorek powieści obyczajowych. Jej książki, przetłumaczone na kilkadziesiąt języków, sprzedały się w wielu milionach egzemplarzy. Swojego czasu recenzowaliśmy w Kafeterii naprawdę dobrą powieść Emily Giffin pt. Dziecioodporna. Teraz przyszedł czas na książkę Siedem lat później. Tu niestety czeka nas niespodzianka, bo najnowsza propozycja Giffin nie należy do najlepszych. Owszem, jest w niej ciekawy pomysł, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. W trakcie lektury wydaje nam się, że zaraz coś się zacznie dziać, a tu jesteśmy na sto dziewięćdziesiątej stronie i… nic.
Tess i Nick od siedmiu lat tworzą (z pozoru) udane małżeństwo. Ona opiekuje się dwójką dzieci, a on jest uznanym lekarzem, specjalistą od oparzeń i przeszczepów. Para darzy się podziwem, szacunkiem, no i nadal utrzymuje między sobą tę odrobinę namiętności. W książce pojawia się jeszcze postać młodej dziewczyny Valerie, samotnie wychowującej kilkuletniego synka. Tak się nieszczęśliwie składa, że mały Charlie zostaje poważnie poparzony na urodzinach swojego kolegi. Chłopiec trafia w ręce Nicka, który otoczy go w szpitalu troskliwą opieką. Na jego drodze stanie samotna, urocza Valerie…
Nick większość dnia spędza w szpitalu, często rezygnując z odpoczynku na rzecz pracy. Jest człowiekiem naprawdę oddanym swojemu zajęciu, więc nie tylko profesjonalnie zajmuje się pacjentem, ale i podtrzymuje na duchu matkę chłopca. W jaką stronę potoczy się ich znajomość? Czy Tess zostanie zdradzona? A może będzie to nic nie znaczący, przelotny romans? (tylko czy takie istnieją?)
Jeśli ktoś chce poznać odpowiedź, musi uzbroić się w cierpliwość. Bo akcja rozkręca się dopiero w drugiej połowie książki. Giffin skupia się przede wszystkim na stworzeniu wiarygodnej, pełnej szczegółów historii małżeństwa Tess i Nicka, opisie ich wzajemnych relacji, spotkań z rodziną, przyjaciółmi itp. Podobnie jest z Valerie. Giffin buduje tu ciekawą historię samotnej matki, kochającej do granic możliwości. Trzeba przyznać, że pisarka świetnie oddała emocje kobiety, kiedy ta dowiedziała się o wypadku Charliego. Tylko że tu za dużo jest psychologii, opisów codzienności, a za mało tego, co dzieje się między ludźmi, kiedy się zakochują, zmieniają swoje przyzwyczajenia, muszą skrywać burzliwe emocje. A tego w tej książce zabrakło. Jakby powieść w pewnym momencie wymknęła się autorce z rąk.
A może właśnie o to chodziło? By pokazać zwyczajne, typowe życie? Problemy, z jakimi ludzie się zmagają, ich marzenia, pragnienia i namiętności? To rzeczywiście dobry temat na powieść obyczajową, szczególnie adresowaną do inteligentnych, wrażliwych kobiet. Ale już od pierwszej strony książki wiemy, że coś się wydarzy, że ta codzienność zostanie zniszczona jednym, niezwykłym, niecodziennym wydarzeniem, na które z niecierpliwością czekamy, a ono nie nadchodzi: Zamykam oczy i zastanawiam się, czy nieszczęście naprawdę nas zaskakuje – mówi Tess. — Czy też może w jakiś sposób – w formie niepokoju, albo może głębokiego przeczucia – mamy wrażenie, że nadchodzi? Zasypiam, zanim dojdę do jakichkolwiek wniosków. Jeszcze nie wiem o tym, że w przyszłości będę jednak wracać myślami do tej właśnie nocy.
Gdybyśmy nie znali innych książek Emily Giffin, uznalibyśmy tę powieść za dostatecznie dobrą. Ale po lekturze Dziecioodpornej wiemy, że amerykańską autorkę stać na znacznie więcej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze