„Moja jedna jedyna miłość”, Gilad Atzmon
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuMiłość, seks, jazz i Mossad – takiego zestawienia mogli się spodziewać miłośnicy Bonda. Żydowskiemu muzykowi, pisarzowi i działaczowi politycznemu, udało się stworzyć powieść szpiegowską, której bohaterami nie są superinteligentni agenci, ale ludzie równie oryginalni i błyskotliwi. Doskonała satyra na życie artystów, uwikłanych w międzynarodową politykę. Powieść szokująca, szczególnie dla polskiego czytelnika. Mówi o sprawach bolesnych i drażliwych.
Miłość, seks, jazz i Mossad – takiego zestawienia mogli się spodziewać wyłącznie miłośnicy przygód Jamesa Bonda. A tu niespodzianka. Giladowi Atzmonowi, żydowskiemu muzykowi, pisarzowi i działaczowi politycznemu, udało się stworzyć powieść szpiegowską, której bohaterami nie są może superinteligentni agenci, lecz ludzie równie oryginalni i błyskotliwi. Moja jedna jedyna miłość to doskonała satyra na życie artystów, uwikłanych (świadomie lub nie) w międzynarodową politykę. Stąd pojawiający się w książce syjonizm i Holocaust oraz pogmatwana historia powojennych Niemiec. Z drugiej strony są w książce sprawy nieco mniejszej wagi, choć wystarczy zmienić tylko perspektywę, by nabrały fundamentalnego znaczenia. Bo pieniądze, seks, sława i artystyczne spełnienie równie często spędzają sen z powiek głównemu bohaterowi, co kwestia pomyślności Izraela.
Bohaterem książki Gilada Atzmona jest Danny Zilber – genialny trębacz, który na co dzień gra w Orkiestrze Sił Zbrojnych Izraela, ale dzięki spotkaniu z Awrahamem Sztilem, producentem i impresariem, nazywanym królem show-biznesu lat 80-tych, staje się muzyczną gwiazdą znaną na wszystkich kontynentach. Skromny, nieśmiały, o delikatnej posturze, Danny Zilber wzbudza gwałtowne namiętności w nawet najbardziej oziębłych kobietach, ale mimo wszystko nie potrafi znaleźć spełnienia w ramionach wielbicielek, przewijających się przez jego garderobę. Awraham Sztil próbuje temu zaradzić.
Powieść Atzmona została napisana w formie wywiadów, przeprowadzanych przez doktoranta i muzyka Birda Stringshtiena. W jego rozmowach, oprócz Danny’ego Zilbera i Awrahama Sztila, pojawia się agentka izraelskiego wywiadu Sabrina Hopshteter oraz Israel Israeli, były dyrektor do spraw operacyjnych „Długiej Ręki” (ciekawa nazwa dla Mossadu). Wszyscy w jakiś sposób zaangażowani są w „promocję” Danny’ego Zilbera. Może Zilber to doskonale wyszkolony szpieg Mossadu, a może człowiek, który przez przypadek stał się jego Wunderwaffe? Rozwiązanie tej zagadki to niekłamana czytelnicza przyjemność.
Dlaczego powieść Atzmona jest wyjątkowa? Przede wszystkim ze względu na intelektualną i językową sprawność, z jaką autor analizuje meandry żydowskiej tożsamości, patriotyzm rodem z kibuców oraz potrzebę udowodnienia swojej wyjątkowości, przede wszystkim w oczach mieszkańców Europy (czytaj: Niemców). Stąd pojawiają się w książce kwestie, którym trudno odmówić siły rażenia. Czy w Szoah (Zagładzie) tkwi potencjał rynkowy? Awraham Sztil twierdzi, że tak. Tworzy więc musical, w którym występuje piękna śpiewaczka Hanna Herszko ze Szwadronu Rozrywkowego Sił Powietrznych Izraela oraz upiornie brzydki Ejal Taczkemony z Plutonu Muzycznego. Występy Bambiego i Bambiny okazują się w Niemczech totalnym hitem. Awraham Sztil wyjaśnia, dlaczego: Niemców powaliło, no bo przecież byliśmy powalający. Mózg im się lasował, bo oni naprawdę szaleli za naszą muzyką, a szczególnie fragment „Pupa pupa pupa cyk pupa pupa” po wejściu kotła. Wiesz czemu? Bo przy bębnieniu każde uderzenie kojarzy się im z ich uwielbianym ładem i mechanicznym powtarzaniem. […] Widząc tego potwora Taczkemony’ego, Niemcy z miejsca biegli przepraszać za to wszystko, co nawyprawiali […] Bo oni wszyscy myśleli sobie: „Czy to, że on jest tak koszmarny i nie wygląda jak istota ludzka, musi oznaczać, że nie ma prawa do życia? To, że wygląda jak kupa gówna, ma być wystarczającym powodem, żeby go zamienić na mydło? A wiecie, dlaczego Sztil lubi liczby pierwsze (1, 3, 5, 7, 11, 13…)? Bo przypominają mu Żydów: nikt poza nimi samymi nie może się do nich wtrącać i ich dzielić.
Nie tylko historia Danny’ego Zilbera zasługuje na naszą uwagę. Majstersztykiem literackim jest także postać agentki Mossadu Sabriny Hopshteter. Gilad Atzmon okazał się mistrzem, opowiadając nam, w jaki sposób Sabrina wniknęła do organizacji Hannibala Pietruszki – przywódcy skrajnej prawicy syjonistycznej w Izraelu albo porwała nazistowskiego zbrodniarza, któremu udało się przeżyć wojnę. W tym przypadku wystarczyła niewinna rymowanka, dzięki której Hopshteter dostała się do podświadomości zbrodniarza i zmusiła go do posłuszeństwa (w szczytowej fazie erotycznych igraszek agentka szepcze do ucha Rudolfa Henchmanna: Ele mele dudki / Mengele malutki).
Moja jedna jedyna miłość to powieść nieco szokująca, szczególnie dla polskiego czytelnika, który nie obcuje zbyt często z literaturą żydowską, a tym bardziej z książkami, mówiącymi o sprawach bolesnych i drażliwych również dla Polaków. Trzeba pamiętać, kim jest autor książki. Otóż Gilad Atzmon to człowiek, który swoją młodość spędził w Jerozolimie, a w wieku 32 lat wyemigrował z kraju rozczarowany prowadzoną przez niego polityką. Nagrał kilkanaście płyt jazzowych, a teraz uznawany jest za jednego z najwybitniejszych światowych saksofonistów. Sprawdźmy więc, czy Gilad Atzmon jest równie utalentowanym pisarzem, co muzykiem? Na pewno z poprawnością polityczną jest u niego na bakier.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze