„Ślepy los”, Lucy Walker
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuTen film budzi bardzo ambiwalentne odczucia. Z jednej strony przedstawiona w nim historia jest niesamowita, a jej wymowa naprawdę potężna. Z drugiej - nie sposób nie dostrzec, że twórcy nie udźwignęli tematu. Uciskany przez Chiny, Tybet ma też i swoje mroczne strony. Jedną z nich jest stosunek do ludzi ociemniałych. Ślepota, postrzegana tutaj jako kara za zbrodnie popełnione w poprzednich wcieleniach, wyrzuca niewidomych na margines społeczeństwa. Pogardzani i wyśmiewani, nie mają najmniejszych szans na normalne funkcjonowanie.
Ten film budzi bardzo ambiwalentne odczucia. Z jednej strony przedstawiona w nim historia jest niesamowita, a jej wymowa naprawdę potężna. Z drugiej — nie sposób nie dostrzec, że twórcy nie udźwignęli tematu, że nie do końca wiedzieli, o czym tak naprawdę chcą opowiedzieć. Ale może po kolei.
Postrzegany przez Europejczyków jako oaza szlachetności, uciskany przez Chiny, Tybet ma też i swoje mroczne strony. Jedną z nich jest stosunek do ludzi ociemniałych. Ślepota, postrzegana tutaj jako kara za zbrodnie popełnione w poprzednich wcieleniach, wyrzuca niewidomych na margines społeczeństwa. Pogardzani i wyśmiewani, nie mają najmniejszych szans na normalne funkcjonowanie. W Ślepym losie obserwujemy działania dwóch niezwykle charyzmatycznych postaci, które próbują zmierzyć się z tą sytuacją. Sabriye Tenberken, niewidoma Niemka (obecnie nominowana do pokojowej Nagrody Nobla), przybywa do Tybetu, zakłada organizację Braille bez Granic, otwiera pierwszą szkołę dla niewidomych w Lhasie. Ociemniałe dzieci otrzymują tam szansę na edukację na dalece wyższym poziomie niż w normalnych tybetańskich szkołach (wychowankowie Sabriye władają kilkoma językami, czytają, obsługują komputery itd.). Jednocześnie reżyserka Lucy Walker przybliża nam losy znanego na całym świecie niewidomego himalaisty Erika Weihenmayera (Weihenmayer jako pierwszy niewidomy stanął na szczycie Mount Everestu, później zdobył całą Koronę Świata, tzn. najwyższe szczyty wszystkich kontynentów, od wielu lat wygrywa konkursy na najbardziej inspirującego mieszkańca USA). Sabriye i Erik nawiązują kontakt. Oboje chcą zrobić coś, co wyrwie tybetańskie dzieci z poczucia winy, w jakim wzrastały. Tak rodzi się pomysł wyprawy niewidomej młodzieży na sąsiadujący z Mount Everestem szczyt Lhakpa Ri. I tę właśnie wyprawę dane nam będzie obserwować.
Against Gravity (dystrybutor odpowiedzialny m.in. za organizację festiwalu Planete Doc Review) przyzwyczaił nas już do dokumentów, w których niezwykłe historie otrzymują niezwykłą oprawę. Ta zasada nie tyczy się Ślepego losu. Ten film w warstwie wizualnej przypomina telewizyjne dokumenty sprzed dziesięciu lat. Ale jeżeli uwzględnimy warunki, w jakich powstawał, nie sposób czynić z tego zarzutu. Większość zdjęć kręcono na wysokościach przekraczających sześć (a nawet siedem) tysięcy metrów. Bohaterowie (a wraz z nimi realizatorzy) zmagają się tutaj z ekstremalnymi warunkami (temperatura w finałowym etapie wyprawy spada poniżej minus dwudziestu stopni Celsjusza).
Ten nastrój (grozy i autentycznego zmagania z siłami przyrody, jaki staje się udziałem niewidomych dzieciaków) przenosi się na cały film i robi naprawdę potężne wrażenie. Niestety, jak już wspomniałem, reżyserka najwyraźniej gubi się pod ciężarem tematu. Porusza tu zbyt wiele zagadnień jednocześnie. W pewnym momencie nie wiemy już, czy oglądamy film o tragedii niewidomych w Tybecie, czy relację z wyprawy, czy może analizę instynktów i napięć działających wewnątrz grupy postawionej w obliczu ekstremalnej sytuacji. Nie chcę zbyt wiele zdradzać, ale tych wątków jest znacznie więcej, w efekcie każdy z nich potraktowano skrótowo, żadnemu nie pozwolono w pełni wybrzmieć. A szkoda.
Ale i to jeszcze można reżyserce wybaczyć. Trafiła na niezwykły temat, chciała pokazać go z jak najszerszej perspektywy. Gorzej, że nie traktuje się tu widza poważnie, nie pozwala mu się samodzielnie wysnuć właściwie żadnego wniosku. Zaproponowana przez Lucy Walker forma narracji (pełna tzw. gadających głów) z początku rozbija napięcie, a z czasem zaczyna otwarcie irytować. Ten film jest wypełniony po brzegi niezwykle wręcz poruszającymi scenami. Ale po każdej z nich jeden z dorosłych bohaterów (najczęściej jest to Sabriye) objaśnia widzowi, co właśnie przed chwilą widział. Konsekwentnie psuje to wrażenie, nie pozwala w pełni przeżyć tego, co właśnie oglądamy. Dla przykładu: w pewnym momencie wewnątrz grupy ujawniają się konflikty dążeń. Himalaiści chcą za wszelką cenę zdobyć szczyt, a zainteresowana głównie efektem terapeutycznym Sabriye obawia się o życie swoich podopiecznych. Sytuacja staje się dwuznaczna; przez moment nie wiemy, czy dzieci nie są tu przypadkiem ofiarą bijących kolejne rekordy sportowców. Ta scena dosłownie wbija w ziemię. Gdyby tylko nakreślono ją odrobinę subtelniej, gdyby poprzestano po prostu na jej pokazaniu. Ale nie: chwilę później wszyscy uczestnicy (w obrzydliwie łopatologicznej, charakterystycznej dla amerykańskiej odmiany new age manierze) wytrwale objaśniają swoje cele, dążenia, emocje, jakie nimi kierowały itd. W efekcie napięcie siada, wkrada się nuda, a na dialog z widzem nie starcza już miejsca.
I stąd wspomniane na wstępie ambiwalentne odczucia. Bo Ślepy los zapoznaje nas z wydarzeniami unikalnymi i budzącymi głęboką refleksję. Ale prowadzi nas poprzez te wydarzenia w sposób chwilami niezdarny, a znacznie częściej po prostu infantylny. Gdyby reżyserka umiała zachować odrobinę dyscypliny, prawdopodobnie dostarczyłaby nam małe arcydzieło. A tak mamy do czynienia jedynie z bardzo ciekawym filmem, który naprawdę warto obejrzeć.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze