„Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej”, Barbara Demick
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuKsiążka o zwyczajnych losach mieszkańców Korei Północnej. Niezwykła reporterska opowieść, wtajemniczająca nas w to, co dzieje się w wioskach i miastach Korei Północnej. Znajdziemy w niej refleksje o północnokoreańskim kinie, nadzorowanym przez Kim Dzong Ila i o komunistycznej propagandzie, kreującej obraz bogatego kraju, szanującego obywateli; a także o dyskryminacji dziewczynek. Znajdziemy tu opowieść o dojmującej codzienności, o ciężkiej pracy i o próbie wyrwania się z piekła.
To jedno z najbardziej przerażających i tajemniczych miejsc na kuli ziemskiej. Korea Północna, zamieszkana przez prawie 23 miliony ludzi, to dziś symbol krwiożerczego totalitaryzmu, skazującego swoich obywateli na powolną śmierć w męczarniach. Na szczęście, co pewien czas zachodnim dziennikarzom udaje się przekroczyć granicę i zobaczyć odrobinę tego, co władze komunistyczne starają się ukryć przed zewnętrznymi obserwatorami. Zawsze jednak będzie to fragment rzeczywistości – fragment, który nie odda tego, co dzieje się na co dzień w Korei Północnej. Barbara Demick, autorka książki o zwyczajnych losach mieszkańców Korei Północnej, postanowiła to zmienić. Czując niedosyt po kilkukrotnych wizytach w tym kraju, spotkała się z północnokoreańskimi uchodźcami. Efektem tego jest niezwykła reporterska opowieść, wtajemniczająca nas w to, co dzieje się w wioskach i miastach Korei Północnej. Gdyby George Orwell mógł przeczytać książkę Demick, byłby przerażony tym, jak rzeczywistość po raz kolejny upodobniła się do fabuły jego słynnej powieści Rok 1984.
Zanim przejdziemy do fabuły książki, wspomnijmy o jednym ze zdjęć otwierających pierwszy rozdział. To nocna mapa Korei Północnej i Południowej. Na mapie Korei Południowej widać mnóstwo świetlistych punktów, pokrywających większość obszaru tego kraju (najjaśniej świeci Seul). Natomiast na obszarze Korei Północnej znajdziemy tylko niewielką plamkę, sugerującą, że właśnie tam znajduje się Phenian – największe północnokoreańskie miasto. Porażająca różnica, która wyjaśnia wszystko: mieszkańcy Korei Północnej w nocy żyją w ciemnościach, bo w znacznym stopniu odcięci są od elektryczności (wystarczy obejrzeć satelitarne zdjęcia Korei Północnej, dostępne na Google Maps; widnieją na nich upiornie puste, szare miasta). Ale Koreańczykom z Północy brakuje nie tylko światła. Od lat 90-tych ubiegłego wieku kraj wstrząsany jest potężnym kryzysem, który doprowadził do głodowej śmierć milionów obywateli. A przecież kiedyś Korea, jeszcze przed sztucznym powojennym podziałem, była normalnie rozwijającym się państwem z normalnymi obywatelami. Polityka i władza zmieniła wszystko. Barbara Demick o polityce zbyt dużo nie pisze, bo jest zainteresowana losem normalnych ludzi. Na kartach jej książki pojawia się więc historia Mi-ran, kobiety pochodzącej ze wsi oraz Jun-sanga, wywodzącego się z nieco bogatszej rodziny o intelektualnych ambicjach. Tych dwoje ludzi zakochało się w sobie, mimo że w północnokoreańskim społeczeństwie, silnie zhierarchizowanym, taki związek nie powinien mieć miejsca. O tej niemożliwej miłości Mi-ran opowiada Barbarze Demick, mówiąc o swoich niezrealizowanych marzeniach i życiu w kraju, w którym człowiek był i wciąż jest najmniej ważny. Trudno w kilku słowach streścić szczegóły tej wyjątkowej, wstrząsającej, wyciskającej łzy historii. Bo znajdziemy w niej refleksje o północnokoreańskim kinie, nadzorowanym przez szalonego Kim Dzong Ila i o komunistycznej propagandzie, kreującej obraz bogatego kraju, szanującego swoich obywateli. Mi-ran opowiada również o skazanej na niepowodzenie walce z dyskryminacją dziewczynek, uważanych za mniej cennych od chłopców (to z nimi rodzice wiążą nadzieje na wyrwanie się z wszechobecnej biedy). Znajdziemy tu opowieść o dojmującej codzienności, o ciężkiej pracy, poszukiwaniu kawałka chleba i o próbie wyrwania się z piekła.
Demick rozmowę z Mi-ran przeprowadziła w restauracji. A oto jak wspomina spotkanie: Nie byłyśmy w stanie tknąć niczego, co zamówiłyśmy, bo opowiadała mi o tym, jak przyszło jej patrzeć na umierających z głodu pięcio- i sześcioletnich podopiecznych [Mi-ran pracowała jako przedszkolanka]. Dzieci głodowały, a ona miała im wpajać, że Koreańczycy z Północy zostali pobłogosławieni przez los. Kim Ir Sena, który rządził północną częścią Półwyspu Koreańskiego od drugiej wojny światowej do śmierci w 1994 roku, trzeba było czcić jako boga, jego syna i następcę – Kim Dzong Ila – jako syna bożego, na podobieństwo Chrystusa. Mi-ran nie umiała się pogodzić z tym praniem mózgu.
Po śmierci Kim Dzong Ila wszystkie media pokazywały fotografie Koreańczyków, którzy płakali po swoim przywódcy. Ci, którzy płakali nieszczerze lub nie uronili żadnej łzy, zostali zamknięci do koncentracyjnych obozów (na terenie kraju jest ich prawdopodobnie siedem). I niestety nic nie zapowiada, że za sprawą nowego przywódcy coś się w Korei Północnej zmieni. Dzięki takim książkom jak ta, autorstwa Barbary Demick, zmieni się jednak nasza wiedza o totalitaryzmie, więc może ktoś, po przeczytaniu reportażu, zechce pomóc np. północnokoreańskim uchodźcom?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze