"Bridget Jones: w pogoni za rozumem", reż. Beeban Kidron
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuMiłośników Bridget z góry przepraszam. Był czas, gdy nie zaliczałem się do wyznawców kultu „lekko” puszystej Angielki. Zignorowałem pierwszą część filmu z powodów męsko-szowinistyczno-świńskich; wystarczył mi rzut oka na plakat. I nadal twierdzę, że maniery, prezencja i grymasy Brigdet dyskwalifikują ją jako kobietę moich snów, majaków czy innych stanów somnambulicznych.
![](https://m.kafeteria.pl/01059eb96b6705783717b99c-0831518,730,0,0,0.jpg)
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
Zapewne w nich leży jej urok. Brigdet jest przejaskrawioną przeciętnością, karykaturą doskonałą. Podobnie mają się sprawy z innymi bohaterami filmu. Są tak przeszarżowani, że na dobrą sprawę powinni przestać być wiarygodni. Tak się jednak nie dzieje, choć właściwie nie wiadomo dlaczego. Być może to kwestia ludzkiego ciepła, sympatii do przedmiotu drwiny.
Zarówno człapiąca, podejrzliwa, impulsywna, pozbawiona taktu i ustawicznie wpadająca w tarapaty Bridget, jak i arystokratyczny, posągowy nudziarz Mark Darcy, są ucieleśnionymi stereotypami, co nie przeszkadza im w byciu pełnokrwistymi ludźmi. Wszystko, co im się przytrafia: ataki zazdrości, oświadczyny, bójki, wcinanie grzybków halucynogennych (sic!), czy flirty, jest na swój sposób prawdziwe. Jako komedia obyczajowa film jest, przy całej swej prostocie, zjawiskowy. Imponuje wyczuciem „duszka czasu”. Ale tym razem obnoszone po gościńcu zwierciadło jest cokolwiek krzywe, deformuje, wyolbrzymia, przypomina lupę…
Dla twórców drugiej części Bridget stereotypy okazały się niezwykle skutecznym tworzywem. Ile w tym filmie było zjadliwej kpiny! Obdzielono nią sprawiedliwie (i celnie) nudnych, konserwatywnych snobów z wyższych sfer oraz lewicowy, skłonny do demagogii i taniej ekstrawagancji plebs, do którego zalicza się Bridget. Dostało się singlom, lesbijkom i mediom. Dostało się Niemcom, Azjatom i zachodnim turystom – patrz znakomita scena w tajskim więzieniu, gdzie Bridget występuje w roli apostoła globalnej papki, ucząc upadłe dziewczęta poprawnej artykulacji przebojów Madonny.
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
Obok społecznej satyry w filmie dominuje wątek zagadki kobiecego serca. I dlatego polecam go również publiczności płci męskiej. Klasyczny trójkąt, w który uwikłana jest Bridget, znajduje potwierdzenie w przyrodzie. Kobieta pragnie stabilizacji, wielkiej miłości, opieki, macierzyństwa, małżeństwa i seksu (kolejność wedle uznania).
Ich jest dwóch. Jeden to typowy żywiciel – opiekun. Szlachetny, ofiarny bogacz, który zaharuje się na śmierć, ale nigdy nie zawiedzie. Chyba, że w alkowie, ewentualnie zanudzi ukochaną na śmierć. Należy do mężów wymarzonych, lecz z góry skazanych na obnoszenie poroża.
Drugi kandydat to idealna przeciwwaga. Niefrasobliwy i błyskotliwy drań. Erotoman, kurwiarz i manipulator. Cynik cytujący poetów. Obowiązkowo niedojrzały.
Którego wybierze Bridget? Czego pragną kobiety? Żebym to ja wiedział…
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze