„Most”, Geert Mak
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuMost może być przewodnikiem dla wytrawnych turystów, których nie interesują plastikowe bibeloty, lecz to, co tętni gdzieś w głębi każdej społeczności; coś, co poznajemy mieszkając w kraju przynajmniej kilka lat. Dlatego takie książki są bezcenne: bo pokazują to, czego nigdy nie znajdziemy w kolorowych czasopismach. Mak nie stroni od rozważań uniwersalnych, ale bardziej interesuje go codzienność.
Dotąd twórczość Geerta Maka polscy czytelnicy znali wyłącznie dzięki książce W Europie, wydanej przez Państwowy Instytut Wydawniczy. Teraz na rynku ukazało się kolejne, równie interesujące dzieło holenderskiego pisarza i reportera, noszące zagadkowy tytuł Most, opublikowane przez wydawnictwo Czarne. Słowo „dzieło” jest w tym przypadku jak najbardziej uzasadnione, bowiem trudno przecenić literacki talent Geerta Maka, doskonale poruszającego się tam, gdzie radzą sobie tylko najlepsi światowi reportażyści. Jego książka W Europie poświęcona była najważniejszym wydarzeniom XX wieku, związanym z takimi miejscami jak Verdun, Berlin, Sankt Petersburg, Londyn, Warszawa, Budapeszt, Srebrenica i Czarnobyl. Teraz Geert Mak zabiera nas w podróż po Stambule – magicznym mieście, tak sugestywnie opisanym przez noblistę Orhana Pamuka. Centrum opowieści Maka stanowi Most Galata, o którym inny polski reporter Max Cegielski stwierdził, że jest nie tylko esencją Stambułu - „miasta miast”, lecz i całej Turcji.
Co charakterystycznego jest w tym miejscu, że mistrz Mak poświęcił mu całą książkę, patrząc przez jego pryzmat na miasto położone nad cieśniną Bosfor? Kiedy spoglądamy na jego zdjęcia, widzimy stalową konstrukcję o dwóch poziomach: na górze poruszają się spacerowicze, samochody i tramwaje, a na dolnej konstrukcji umiejscowili się wszelkiego rodzaju sprzedawcy i handlarze, oferujący swoim klientom wszystkie towary świata. I to im właśnie Geert Mak poświęca swoją opowieść: Most oferuje wszystko, czego człowiekowi potrzeba: grzebienie, sandały zdrowotne, papierosy, tańczące laleczki, torebki od Gucciego i zegarki Rolex […] nokie niewiadomego pochodzenia, parasolki z nadrukiem bujnych łąk kwiatowych, pędzle do golenia, prezerwatywy i szarozielone, plastikowe figurki czołgających się żołnierzy piechoty, którzy co dziesięć sekund oddają serię z karabinu. Jeden milion to jakieś pół euro, stary pieniądz, taki gulden zeszłego stulecia. Ale most ma własny kurs. A rybę dostaniesz dodatkowo za darmo, prezent od mostu. Z poręczy zawsze zwisają wędki. Przeróżne towary, targowisko różności, feeria kolorów, zapachów, dźwięków. Równie barwni są ludzie, którzy to wszystko sprzedają. Makowi udaje się do nich dotrzeć i zachęcić do mówienia: o swoim życiu, problemach, marzeniach itp. Niektórzy z nich są majętni, większość z trudem wiąże koniec z końcem. Tak jest w każdej przestrzeni geograficznej, tylko że tu wszystko stłoczone jest na niewielkiej powierzchni tętniącej życiem, pulsującej kontrastami, które zauważyć możemy na każdym kroku, podróżując po Stambule i Turcji. Bo dziwny jest to kraj: starożytny i nowoczesny jednocześnie, zanurzony w tradycji i dynamicznie się rozwijający.
Ten fenomen próbuje wyjaśnić holenderski reportażysta, którego interesuje nie tylko współczesność, ale i historia. Dlatego Mak sięga do wybitnych książek Edmonda de Amicisa, Orhana Pamuka, Pierre'a Lottiego, czytając je w odkrywczy sposób, weryfikując informacje, porównując je z tym, co widzi na własne oczy. I tworzy z tego przedziwny obraz kraju, który powinien odwiedzić każdy podróżnik. Witold Szabłowski, wytrawny polski reporter, specjalizujący się w Turcji, tak napisał o obywatelach tego kraju: […] most: konstrukcja, która spina to, czego inaczej spiąć nie sposób. Każdy Turek ma w sobie takie mosty: między tym, co nowoczesne, a tradycją; tym, co religijne, a ateizmem; tym, co europejskie, a Orientem. I każdy Turek większość życia spędza, chodząc po tych swoich mostach tam i z powrotem.
Makowi udało się to opisać na 138 stronach. Jego Most może być przewodnikiem dla wytrawnych turystów, których nie interesują plastikowe bibeloty, lecz to, co tętni gdzieś w głębi każdej społeczności; coś, co poznajemy mieszkając w kraju przynajmniej kilkanaście miesięcy lub kilka lat. Dlatego takie książki są bezcenne: bo pokazują to, czego nigdy nie znajdziemy w kolorowych czasopismach. Dzięki temu łatwiej zrozumieć ludzi, bo to oni są interesujący, a nie abstrakcyjna polityka i ekonomia. Geert Mak nie stroni oczywiście od rozważań uniwersalnych, ale bardziej interesuje go codzienność, bo tylko ona wyraża prawdę o naszym losie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze