"Hawaje, Oslo", reż. Erik Poppe
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuOryginalność Hawajów, Oslo polega na wprowadzeniu wątku niejako porządkującego chaos i przypadkowość. Jeden z bohaterów, pracownik szpitala psychiatrycznego, ma wyjątkowy dar. W snach ukazuje mu się rąbek przyszłości. Vidar nie jest dzięki temu szczęśliwy, wręcz przeciwnie.
Na wstępie muszę ostrzec tych, którym tytuł zasugerował egzotyczną scenerię, palmy, girlandy kwiatów i gibkie w biodrach piękności. Odpoczynek od śniegu i słoty byłby teraz jak najbardziej na miejscu — aż dziw, że dystrybutorzy nie bombardują nas filmami o Polinezji, Afryce czy innych tropikach. Niestety, akcja Hawajów, Oslo rozgrywa się w całości w Norwegii. Niby latem, ale wątek hawajski pozostaje niespełnionym marzeniem.
Ten bardzo dobry film jest raczej chłodny, nordycki duchem, zatem chwilami przygnębiający. Jego fabuła opiera się na krzyżowaniu wydarzeń i zbiegach okoliczności. Bohaterowie zderzają się niczym bombki, kaleczą, ranią, czasami uczą i wspierają nawzajem. Tego typu fabuły potrafią wzbudzić silne emocje, wystarczy wspomnieć Miasto gniewu, Magnolię czy Na skróty Roberta Altmana.
Oryginalność Hawajów, Oslo polega na wprowadzeniu wątku niejako porządkującego chaos i przypadkowość. Jeden z bohaterów, pracownik szpitala psychiatrycznego, ma wyjątkowy dar. W snach ukazuje mu się rąbek przyszłości. Vidar nie jest dzięki temu szczęśliwy, wręcz przeciwnie. Za wszelką cenę usiłuje zapobiec wyśnionym przez siebie tragediom, budzi lęk w innych i sobie samym. Jego podopieczny i przyjaciel Leon właśnie oczekuje na spotkanie z dawną niespełnioną miłością, niewidzianą od dziesięciu lat. Vidar życzy mu jak najlepiej i utwierdza go w decyzji, by spotkać się z Asą, ale ma złe przeczucia…
Najbardziej uderzyło mnie w tym filmie zajmujące przedstawienie motywów potwornie ogranych. Zakompleksiony neurotyk spotykający wielką miłość po latach, rodzice z chorym noworodkiem, piękna kobieta na skraju załamania nerwowego… Tematy rodem z telenoweli. Wzruszenie gwarantowane, ale przed rozpoczęciem codziennego seansu prosimy państwa o wyłączenie mózgów. Jednakże to, co w naszych serialach jest jedynie bierną, nieprzetworzoną rejestracją najpowszechniejszych zdarzeń, mętnym strumieniem lęków, popędów i banałów, w tym filmie osiąga nową jakość.
Na pewno przyczyniło się do tego efektu dobre aktorstwo — większość ról zagrali profesjonalni aktorzy teatralni. Kluczem do sukcesu jest jednak wprowadzenie motywu przewidywania przyszłości, co nadaje filmowi szerszą, metafizyczną perspektywę. Podobał mi się też chłodny realizm i napięcie emocjonalne, przy jednoczesnym braku „bebechów” typowych dla kina polskiego. No i stawianie wiecznie aktualnych pytań. Dlaczego jednym przypada w udziale absurdalna śmierć i katastrofa, a innym szczęście? Czy w ogóle możemy kształtować własną przyszłość?
Motyw przewidywania jutra jest głęboko zakorzeniony w kulturze mieszkańców Skandynawii i łączy się ze specyficznym czarnowidztwem – na końcu czasów czai się Ragnarok, wielka katastrofa. Tego rodzaju fatalizm mógł sprawić, że w odczuciu wielu widzów Hawaje, Oslo staną się filmem zbyt ponurym. Na szczęście wyroki przeznaczenia nie są nieodwołalne. Przynajmniej w kinie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze