„Farby wodne”, Lidia Ostałowska
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuKsiążka o losach Cyganów i Żydów z obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Autorka pozwala mówić swoim bohaterom, tylko od czasu do czasu wtrącając się do opowieści. Wnika w szczegóły: opisuje idealnie zaprogramowaną machinę śmierci, relacje między SS a niemieckimi fabrykantami. Pisze o wstrząsających eksperymentach doktora Josepha Mengele. Ale na kartach jej książki pojawiają się również postacie niższych obozowych funkcjonariuszy. Nie znajdziemy jednak w książce suchych faktów, tylko prawdziwe ludzkie historie.
Chociaż napisano tysiące książek o Holocauście, każda kolejna przynosi nowe informacje o tym, co działo się w czasach II wojny światowej. Tak właśnie stało się za sprawą doskonałego reportażu Lidii Ostałowskiej, poświęconego losom Cyganów i Żydów z obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. W książce tej pojawiają się fakty doskonale znane nam z lekcji historii, ale uzupełnione nowymi, wstrząsającymi opowieściami. Ostałowska pisze m.in. o Dinie Gottliebovej, Żydówce z Brna, która trafiła do obozu w 1943 roku. Dina była utalentowaną studentką Akademii Sztuk Pięknych. Niestety wojna przerwała jej świetnie zapowiadającą się karierę. Traf chciał, że talent i wykształcenie plastyczne przydały się w obozie. Dina na początku malowała numery na obozowych blokach, a później znalazła inne zajęcie: na zlecenie doktora Josepha Mengele malowała portrety Cyganów, którzy trafili na eksperymentalny blok medyczny. Jak twierdził hitlerowski oprawca, farby lepiej oddawały odcienie oczu i skóry Cyganów. Losy Diny Gottliebovej to główny wątek książki Lidii Ostałowskiej. Wokół nich polska reporterka buduje opowieść o codziennym życiu w Auschwitz-Birkenau oraz o powojennej historii obozu koncentracyjnego.
Farby wodne to książka, które wpisuje się w nurt relacji, jakie zapoczątkował Tadeusz Borowski. Nie znajdziemy w niej suchych faktów, zaczerpniętych z kronikarskich opracowań, tylko prawdziwe ludzkie historie. Bo to one są tu najważniejsze. Z jednej strony mamy historie Żydów, Cyganów i Polaków, a z drugiej esesmanów, obozowych strażników i lekarzy. Ostałowska pokazuje bowiem, jak przedziwnie splatały się ze sobą losy ludzi stojących po dwóch stronach obozowej bramy. Najbardziej wzruszają nas relacje o tym, jak więźniowie, oczekujący na śmierć, próbowali stworzyć pozory normalnego życia. W jednym z bloków dziecięcych odbywały się m.in. przedstawienia teatralne: Blok dziecięcy w baraku 31, świetlica i szkoła zarazem, stanowiły centrum życia duchowego odcinka BIIb. Blokowym był Fredy Hirsch, dzieci go uwielbiały. Jehuda Bacon, odtwórca jednej z ról w terezińskim Brundibárze, dziś wybitny izraelski artysta, relacjonował: - Nie wie, jak udało się Fredy'emu pozyskać Niemców dla tych wszystkich planów. Przypuszczam, że wykorzystywał ich zamysł, by zachować pozór, że byliśmy traktowani humanitarnie.
Hitler doskonale wiedział, czym grozi przegranie wojny. Właśnie dlatego postanowił przekonać opinię publiczną, że Żydom nic złego się nie dzieje. Dla potrzeb inspekcji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża stworzono więc miejsce, które miało być symbolem normalności. Znajdowało się ono w miasteczku Theresienstadt, czyli w Terezinie: Klomby, rabatki, pawilon muzyczny z koncertami, drogowskazy: „Do łaźni”, „Do parku”, a w tym parku plac zabaw. I jadłospis w czystej stołówce. I wyszukane towary na wystawach sklepów. […] Normalnie w Terezinie było tak: sklepów żadnych, jedzenie na kartki, przysługiwał kubek chudego mleka tygodniowo; wody ciągle brakowało, więc ziemniaków nie myło się przed gotowaniem; w barakach ciasnota, plaga wszy i pluskiew; biegunka, tyfus; ziąb, bo w piecach się nie paliło.
Ostałowska wnika w szczegóły: opisuje idealnie zaprogramowaną machinę śmierci, relacje między SS a niemieckimi fabrykantami. Pisze o wstrząsających eksperymentach doktora Josepha Mengele. Ale na kartach jej książki pojawiają się również postacie niższych obozowych funkcjonariuszy, o których rzadko przeczytamy w podręcznikach historii. A przecież to oni bezpośrednio odpowiadali za to, co działo się w obozie. Jest więc Wilhelm Buntrock (ksywka Buldog) – brutalny zarządca obozu, osobiście wymierzający „karę” nieposłusznym Żydom. Jest i Arno Böhm – starszy obozu – złodziej, pijak, gwałciciel i brutalny przestępca (wspomina o nim Tadeusz Borowski w U nas w Auschwitzu).
W Farbach wodnych najważniejsze są jednak losy tych, którzy stali się ofiarami. Autorka w mistrzowski sposób wykorzystuje tu klasyczny reporterski zabieg: pozwala mówić swoim bohaterom, tylko od czasu do czasu wtrącając się do opowieści. Oto jedna z relacji Diny Gottliebovej: Atmosfera była jak w laboratorium, gdzie naukowcy badają zwierzęta. Z pewnego rodzaju uprzejmością. Mengele nigdy nie sprawiał wrażenia, że traktuje Cyganów jak ludzi. Czasami uśmiechał się do nich przyjaźnie, czasem powiedział jakiś dowcip, zazwyczaj do mnie albo do Zosi.
Takie wypowiedzi, pozornie pozbawione informacji, przekazują nam najwięcej: bo oddają emocje i wtajemniczają nas w ponurą obozową atmosferę. Fakty są bezwzględnie ważne, ale znaczenia nabierają dopiero wtedy, gdy uzupełnione są emocjami. O nich Lidia Ostałowska nigdy nie zapomina.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze