"Pod pierzyną", Marian Keyes
MAGDA GŁAZ • dawno temuZabawne historyjki z życia Keyes mieszają się z poważnymi. Jednocześnie polski czytelnik może bliżej poznać życie w Irlandii, dowiedzieć się, jaką mentalność mają jej mieszkańcy, jaką kulturę i tradycje, i czym różnią się oni od Anglików. Nie jest to lektura z najwyższej półki, ale doskonale nadaje się na ciepłe, letnie dni wakacji. Inne książki Keyes, które ukazały się w Polsce, to „Anioły”, „Arbuzy” oraz „Lucy Sullivan wychodzi za mąż”.
Popularna irlandzka pisarka, Marian Keyes, pracuje nie wychodząc z łóżka. Świat swoich powieści i felietonów kreuje w zaciemnionym pokoju, ubrana w piżamę, posilając się od czasu do czasu bananem. Można jej tylko zazdrościć.
Wydawałoby się, że jako znana pisarka Keyes automatycznie doświadcza całego uroku bycia gwiazdą: jeździ limuzynami, chodzi do drogich restauracji i na bankiety, wyjeżdża na egzotyczne wakacje, a przede wszystkim jest osobą rozpoznawalną na ulicy. Nic bardziej mylnego. Nikt nie prosi ją o autograf, wszechobecni paparazzi wcale się za nią nie uganiają, a czasem zdarza się nawet, że nie ma jej książek w księgarniach. A kiedy łamie obcas w bucie, to musi jechać na spotkanie autorskie w jednym kozaku brązowym a drugim czarnym. Keyes ma duży dystans do własnej osoby, potrafi śmiać się z każdego swojego potknięcia, drobnej nieuwagi czy słabości. W krzywym zwierciadle pokazuje swoich sąsiadów, rodzinę, męża, ale i samą siebie.
Zbiór felietonów „Pod pierzyną” aż skrzy od humoru i podczas lektury nie można powstrzymać się od śmiechu. Będąc rodzajem komentarza do codziennego życia, zawiera trochę osobistych spostrzeżeń o mężczyznach i ich dziwnych, przynajmniej dla kobiet, pasjach, o koszmarze zdawania egzaminów na prawo jazdy, o robotnikach budowlanych i ślimaczym tempie ich pracy, o małżeństwie i dzieciach.
Książka jest przeznaczona przede wszystkim dla kobiet: pisana z perspektywy kobiety i opowiadająca o „babskich” problemach. Ile to razy każda z nas katowała się coraz to modniejszymi dietami i marzyła, aby wcisnąć się w nową sukienkę. Marian Keyes też należy do tej kategorii kobiet, wiecznie niezadowolonych ze swojego wyglądu. Czasami udaje jej się odkryć pozornie fantastyczny sposób na pozbycie się kilku zbędnych kilogramów, ale zawsze skutki tych eksperymentów są katastrofalne. Okłady z błota robione na dwa dni przed ślubem, i to własnym, okazują się bezskuteczne. A po bożonarodzeniowym dogadzaniu sobie przychodzi styczeń, który dla Keyes jest zawsze miesiącem wyrzeczeń, przyrzekania poprawy. Jest to „miesiąc worka pokutnego i popiołów”, „miesiąc włosiennicy i samobiczowania”, a czasem katowania się na siłowni.
„Pod pierzyną” to także książka o stosunkach między mężczyznami i kobietami, a zwłaszcza nieporozumieniom, jakie wywołuje kwestia piłki nożnej. Kiedy Keyes wybrała się ze swoim przyszłym mężem na mecz, odkryła przedziwną dla siebie samej prawdę. Mężczyzna, którego miała zamiar poślubić, spokojny i opanowany analityk komputerowy, podczas kibicowania swojej drużynie zamieniał się w „parskające zwierzę” z wykrzywioną twarzą. Mimo usilnych starań w tej materii nie udało im się wypracować porozumienia. Wszak od dawna wiadomo, że kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa. Do wielu niezgodności można zapewne dorzucić i tę konfliktogenną różnicę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze