„Przez drogi i bezdroża. Podróż po nowych Chinach”, Peter Hessler
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuAmerykański pisarz i dziennikarz, przez kilka lat mieszkał na Dalekim Wschodzie, nadsyłając ciekawe artykuły, za które w 2011 roku otrzymał prestiżowe stypendium Fundacji McArthura. W 2001 roku Amerykanin postanowił wyruszyć wypożyczonym samochodem w podróż po najdziwniejszych chińskich drogach. Wyprawa pozwoliła mu poznać Chiny od innej strony. Efektem tego jest książka, którą naprawdę dobrze się czyta.
Chiny to, po Stanach Zjednoczonych, druga na świecie gospodarka. Obecnie kraj ten zamieszkuje ponad 1,3 miliarda ludzi, a produkty wytwarzane w chińskich fabrykach dosłownie zalewają nasze rynki. Co istotne, Państwo Środka jest bardzo zróżnicowane, głównie ze względu na zamożność mieszkańców. Dzieje się tak z prostego powodu: duża część społeczeństwa mieszka na często jeszcze zacofanej wsi, co i tak nie przeszkadza zaawansowanym technologicznie Chińczykom stawiać czoło kryzysowi i śmiało spoglądać w przyszłość. Te paradoksy świetnie wychwycił autor książki „Przez drogi i bezdroża. Podróż po nowych Chinach”. Peter Hessler, amerykański pisarz i dziennikarz, specjalizujący się w chińskiej problematyce, przez kilka lat mieszkał na Dalekim Wschodzie, nadsyłając do amerykańskich gazet ciekawe, niebanalne artykuły, za które w 2011 roku otrzymał prestiżowe stypendium Fundacji McArthura.
W 2001 roku Amerykanin postanowił zdać w Chinach prawo jazdy i wyruszyć wypożyczonym samochodem w podróż po najdziwniejszych i najtrudniejszych chińskich drogach, położonych z dala od rozwiniętych miast. Ta wyprawa pozwoliła mu poznać Chiny od innej, mniej popularnej strony. Efektem tego jest prawie 500 — stronicowa książka, którą naprawdę dobrze się czyta. To lektura adresowana do tych, którzy interesują się światem i chcą zrozumieć jego mechanizmy. Trudno w krótkim tekście przekazać bogactwo obserwacji poczynionych przez Hesslera, więc poświęćmy kilka słów na omówienie kilku paradoksów chińskiej codzienności.
W jednym z rozdziałów Hessler pisze o chińskich pogrzebach na prowincji. Chińczycy, aby uczcić osobę zmarłego, wystawiają podczas pogrzebu tradycyjną operę (z takim zwyczajem dziennikarz zatknął się w mieście Xinrong). Hessler pisze: „Uroczystości pogrzebowe trwały tydzień i miały wyjątkową wyszukaną oprawę, ponieważ do zmarłego należał największy sklep w mieście – market Krynica Pomyślności. Rodzina ustawiła trumnę ze zmarłym po prawej stronie od wejścia do sklepu. Ten człowiek nawet po śmierci sprawiał, że interes się kręcił – zebrany na ulicy tłum napływał do środka, a ludzie omijali trumnę, aby kupić przekąski, które jedli podczas słuchania opery”. Hessler spotyka także (zwariowanych nieco) specjalistów od feng shui. Chociaż komuniści w Chinach religię i wróżbiarstwo traktują jak zabobon, Chińczycy wciąż projektują swoją przestrzeń zgodnie ze starożytnymi zasadami. A że o dostęp do prawdziwej wiedzy jest dziś niezwykle trudno, dlatego na rynku pojawiają się wciąż doradcy od feng shui. Na jednej z wizytówek otrzymanych od chińskiego „fachowca” Hessler znalazł taki oto napis: „Zhang Baolong. Mistrz feng shui. Obsługa całej długości smoka, od jego początku do końca”. Co to znaczy? Wyjaśnienie jest proste: cała długość smoka, czyli wszystkie możliwe usługi: od wyboru męża lub żony do sugestii, gdzie należy wybrać miejsce swojego pochówku.
Aby spotkać się z tak osobliwymi sytuacjami i postaciami, Hessler musiał wynająć samochód. Zdecydował się wtedy na jeepa cherokee, wypożyczonego w pekińskim przedsiębiorstwie Capitol Motors. Samochód oczywiście świetnie się sprawdził w chińskich warunkach, ale Hessler musiał nauczyć się jednego: nigdy nie uda mu się zwrócić samochodu w jednym kawałku. Jazda po chińskich ulicach zakłada – prędzej czy później – udział w wypadku, więc pracownik wypożyczalni poinstruował go, by kierowca targował się z drugim uczestnikiem kolizji, żądając jak najwyższej stawki. Po czym zawsze następowała transakcja z ręki do ręki, bez dokumentów, a na wszystkim najlepiej zarabiał właściciel wypożyczalni, który rzadko decydował się na naprawę samochodu (za to z uśmiechem przyjmował gotówkę na pokrycie strat). Każdy kraj ma oczywiście swoje drogowe paradoksy, ale to, co dzieje się na chińskich drogach, jakoś nie pasuje nam do cywilizowanego kraju. A tu niespodzianka! Dlatego co rusz na kartach książki pojawia się fundamentalne stwierdzenie: „Nie rozumiesz Chińczyków”.
Hessler nie wpadł na odkrywczy pomysł. Każdy podróżnik wie, że tylko wtedy, gdy zestawimy rzeczywistość w wielkim mieście z senną, spokojną atmosferą małych miasteczek lub wsi, poznamy prawdziwe realia życia. Pod tym podpisze się każdy dziennikarz, któremu zależy na obiektywizmie i rzetelnym opisaniu prawdy. Hessler z manią szaleńca tankował więc swój wypożyczony samochód i wyruszał tam, gdzie większość z nas wcale nie chciałby się znaleźć. Recenzent pisma „Bloomberg News” stwierdził w jednej z recenzji: „Peter Hessler, współczesny Marco Polo przemierzający Chiny wynajętym jeepem, ujrzał cuda godne filmu braci Coen […] Rzadko zdarza mi się czytać książki, które wywracają do góry nogami wszystko, co dotąd wiedział o jakimś kraju. To jest jedna z nich”.
Wybierzmy się więc w podróż przez drogi i bezdroża nowych Chin. Zobaczymy wtedy, że stan polskich autostrad nie jest wcale taki zły i że warto zrobić kilka kroków poza próg własnego domu. Bo nigdy nie wiadomo, co czai się za horyzontem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze